Nadzieje były wielkie

Miał być hit na miarę „Ojca Mateusza”, który rozsławił Sandomierz. Niestety nadawany od prawie dwóch miesięcy w jedynce serial „Wszystko przed nami”, z Lublinem, jako miejscem akcji, okazał się kompletną klapą.

 

Pamiętam jedną z pierwszych scen kręconych w okolicach Trybunału Koronnego. Ludzie stojący wokół ekipy z ekscytacją wymieniali uwagi, jak to będzie, kiedy zafascynowani widzowie zjadą się do naszego miasta. Już oczyma wyobraźni widziałam pielgrzymki turystów odwiedzających Lublin podobnie jak znany  z „Rancza” Jeruzal. Wielu lublinian na pierwszy odcinek czekało w wielkim napięciu. Komentarze, że film jest słaby jakoś mnie nie zdziwiły, bo powiedzmy sobie szczerze, oprócz chyba już kultowego w naszej serialowej teraźniejszości „Rancza”, dobre seriale zakończyły się mniej więcej wraz z końcem PRL. Z czystej ciekawości postanowiłam  obejrzeć któryś z kolejnych odcinków „Wszystko przed nami”. No cóż ten film wcale nie jest słaby. On jest po prostu beznadziejny. Przeświadczenie o utopionych pieniądzach, które nasze miasto zainwestowało w powstanie serialu, nie odstąpiło ode mnie ani na chwilę podczas 20 minut trwania seansu. Trochę szkoda, bo nadzieje były wielkie. Owszem trzeba przyznać, że Lublin prezentuje się niezwykle pięknie jako tło do głupkowatych dyskusji i odrealnionych problemów  urodziwych bohaterów. Nasze Stare Miasto ze swoim „Dobrym adresem”, malownicze panoramy, plac Litewski być może przyciągnęłyby do nas potencjalnych widzów. Pytanie tylko kto ten film ogląda??? Chyba zarówno  reżyserowi panu Wereśniakowi  jak i scenarzystce pani Łepkowskiej zabrakło już weny twórczej. Natomiast zastanawia mnie jak to się dzieje, że Telewizja Publiczna, która z założenia ma misję szerzenia kultury, pobiera abonament za taką, przysłowiową „sieczkę”?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..