Kiedy byłam mała, uważałam, że Boże Narodzenie jest stanowczo za rzadko. Raz w roku! No coś podobnego!
Takie wyjątkowe święta i tak długo trzeba na nie czekać! Moje dzieci zaczynają myśleć podobnie. W końcu taka atrakcja jak ubieranie choinki to sprawa zupełnie wyjątkowa. No i cała atmosfera świąt, zapach pieczonego ciasta, kolędy, sianko, biały opłatek. To trzeba koniecznie przedłużyć. Jak trzeba, to trzeba - pomyśleli ojcowie dominikanie. To między innymi dzięki nim od kilku lat w Lublinie Boże Narodzenie trwa trochę dłużej niż to w kalendarzu. Troszkę to rekompensuje długie oczekiwanie. A wszystko za sprawą Festiwalu Bożego Narodzenia, który w Lublinie stał się tradycją. Nawet siarczysty mróz, jaki w tym roku nas nie oszczędził, nie zniechęcił lublinian, i to całych rodzin z dziećmi. Stawili się, jak zwykle, na Starym Mieście, gdzie miejska wigilia i stoły ustawione na ulicach Starówki robiły przedsmak tego, co wydarzy się potem w domu. Odwiedzenie miejskiej szopki dla wielu mieszkańców Lublina stało się elementem obowiązkowym. I, moim zdaniem, to dobrze. Kto jeszcze nie zdążył, ma czas do 1 stycznia. W tym roku szopka bożonarodzeniowa usytuowana jest przed bazyliką ojców dominikanów – na końcu ulicy Złotej. W czasie trwania festiwalu zamienia się ona w scenę świątecznych występów artystycznych, tętniącą muzyką wspólnego kolędowania.