Kościół akademicki KUL i parafia kapucynów na Poczekajce zorganizowały kiermasze ciast, z których dochód przeznaczono na rzecz ośrodka dla trędowatych w Jeevodaya w Indiach.
Według założeń Światowej Organizacji Zdrowia trąd miał zniknąć z powierzchni ziemi do 2000 roku. Tymczasem nie tylko problem nie został rozwiązany, ale się pogłębia. W wielu miejscach na świecie trędowatych nie stać na leczenie. Żeby zatrzymać postęp choroby, trzeba wykupić antybiotyk o wartości 30 złotych. Żeby chorobę całkowicie wyleczyć, potrzeba około 120 złotych. – Dla nas Polaków to nie są duże pieniądze, ale dla biednych z Afryki czy Indii to kwoty ogromne. Od kilku lat zbieramy pieniądze na rzecz ośrodków dla trędowatych w różnych częściach świata i ku mojemu nieustannemu zaskoczeniu i radości Lublin zawsze znajduje się w czołówce zbiórki – mówi s. Cecylia Bachalska, misjonarka Afryki.
Mze Beatus jest trędowaty. Zanim zgłosił się po pomoc, trąd odebrał mu częściowo palce u rąk i niemal pół stopy. – To charakterystyczne objawy dla tej choroby. Zaczyna się od pojawienia się białych plamek; jeśli się je zignoruje, trąd atakuje położone najdalej od serca części ciała, jak dłonie, stopy czy twarz. Zanika tam krążenie, więc i czucie, a z czasem te części ciała gniją, tworząc cuchnące rany. Gdyby do szpitala zgłaszali się ci, którzy zobaczyli pierwsze objawy, można trąd wyleczyć, zanim zrobi spustoszenie. Niestety ludzie się wstydzą i boją odrzucenia, więc się nie przyznają, dopóki mogą. Oczywiście można zatrzymać chorobę w każdym stadium, ale zniszczeń się już nie cofnie – mówi s. Cecylia. Takich jak Mze są tysiące. Część z nich żyje w Afryce, część w Indiach, gdzie notuje się najwięcej zachorowań na trąd. To z myślą o nich siostry białe organizują od lat kiermasze ciast. Kto nie kupił ciasta, może pomóc, wpłacając pieniądze na konto. Więcej informacji na stronie www.siostrybiale.org.