Świeccy na misjach. Choć nie znają francuskiego, zdecydowali się przeprowadzić do Tulonu. Pojechali w ciemno całą rodziną do obcego kraju, choć nie mieli zapewnionych pracy, utrzymania. Wiedzieli jednak, że Bóg się o nich zatroszczy.
Kiedy opisaliśmy w „Gościu” historię Andrzeja i Janiny Głosów z Lublina ze wspólnoty neokatechumenalnej, którzy zdecydowali się na wyjazd na misje do Bostonu, otrzymaliśmy listy od innej rodziny z ich wspólnoty, od roku przebywającej na misjach we Francji. Bartek i Kasia Jełowieccy mają pięcioro dzieci: Marysię, Zosię, Antka, Hanię i Helenkę. Najstarsza Marysia ma 13 lat. – Jesteśmy z żoną na Drodze Neokatechumenatu od wielu lat. Ja od 24, Kasia od 18. Z wykształcenia jestem pedagogiem i w Polsce pracowałem w szkole. Żona jest pedagogiem specjalnym od 13 lat na urlopie wychowawczym. Od początku małżeństwa zawierzaliśmy wszystko Bogu i nigdy się nie zawiedliśmy. Dlatego podejmując decyzję o gotowości wyjazdu na misje, do jakiegokolwiek miejsca na świecie, gdzie Pan nas pośle, mieliśmy pewność, że On sam się o nas zatroszczy. I zatroszczył się, choć nam często brakowało wiary i wydawało się, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Dziś wiemy, że nie ma takich sytuacji. O tym piszemy w naszych listach do wspólnoty – mówi Bartek. Oto ich fragmenty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.