Nowy numer 13/2024 Archiwum

Wciąż pamiętam samoloty wroga

Obrona Lublina. Niemcy posuwali się błyskawicznie. Nadciągali od strony Kraśnika. Próbowano zatrzymać ich w Konopnicy, a potem na Rogatce Warszawskiej. Bezskutecznie. A przecież oficjalny komunikat rządu mówił, że wojna do Lublina nie dotrze.

Nasze miasto miało być miejscem schronienia dla polskiego rządu i obywateli z terenów Rzeczypospolitej, objętych działaniami wojskowymi. 27 marca 1939 roku premier gen. Feliks Sławoj-Składkowski wydał instrukcję, w myśl której: „Jako siedziba dla Rządu na wypadek opuszczenia stolicy wyznaczony został rejon Lublina, obejmujący miasto Lublin wraz z okolicą w promieniu do 100 km”. Tym samym nie zakładano scenariusza, że rejon Lubelszczyzny zostanie objęty działaniami wojennymi, a co za tym idzie, nie czyniono szczególnych przygotowań, by miasto jakoś zabezpieczyć. W miarę spokojnie czuli się także mieszkańcy Lublina. We wrześniu 1939 roku miasto liczyło 122 tysiące mieszkańców. W lipcu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zarządziło przegląd pomieszczeń, które mogłyby w czasie nalotów pełnić funkcję schronów. W wyniku przeprowadzonych przez Inspekcję Budowlaną oględzin wykazano, że jedynie 65 proc. mieszkańców może znaleźć schronienie w piwnicach domów, a około 6,8 proc. w schronach podwórzowych. Władze miasta podjęły więc decyzję o budowie rowów przeciwlotniczych. Miały być one rozmieszczone w 58 miejscach, m.in. w Ogrodzie Saskim, przy ulicach: Długosza, Orlicz-Dreszera, przy rogu Lipowej i Okopowej, na Łęczyńskiej oraz w parku miejskim na Bronowicach. Łączna długość okopów miała wynosić 5300 m, co miało dawać schronienie dla ponad 10 tysięcy mieszkańców.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy