Już teraz da się słyszeć - gdybyśmy się nie widzieli do Bożego Narodzenia, to wesołych świąt! Nie są to w żadnym wypadku święta spokoju. Zmuszają natomiast wierzących i niewierzących do głębszej refleksji nad losem każdego człowieka.
Usłyszałem dziś na ulicach Lublina kilkakrotnie: gdybyśmy się nie spotkali przed świętami, to życzę ci spokojnych świąt! Zastanawiałem się nad sensem tych życzeń i spokoju, w kontekście narodzin Jezusa w Betlejem, w miejscu gdzie nocowały zwierzęta. Czy autorom życzeń chodziło o to, że czas przedświąteczny to bieganina i pospiech, dlatego trzeba życzyć spokoju? Czy, że zakupy będą istną mordęgą, a kolejki będą się dłużyć bez końca? Że nawet spowiedź adwentowa zmusi wielu do ustawienia się w kolejce, a udział w rekolekcjach do zmiany grafika zajęć. Sens Bożego Narodzenia to jednak treści o wiele głębsze, a z drugiej strony tak bardzo ludzkie. I nie chodzi o to by tylko nieliczni (w swoich domach, z choinką, prezentami i opłatkiem łamanym przy śpiewie kolęd i suto zastawionym stole) przeżywali święta spokojnie. Co z rodzinami, gdzie nie ma zgody i miłości? Co z rodzinami, gdzie niedawno ktoś zmarł? Co z tymi, którzy w tym dniu będą musieli się zetknąć z problemem alkoholizmu, innych uzależnień, pobytu w szpitalu, noclegowni dla bezdomnych czy na dworcu. Co z tymi, którzy ze względu na charakter pracy czy emigrację spędzą czas z dala od ukochanych osób? Co z tymi, którzy z powodu biedy lub wstydu nie dotrą na pasterkę? No właśnie - to dlatego Jezus rodzi się w stajni, z dala od domu, w ubóstwie i w niespokojnych czasach okupacji - byśmy zrozumieli, że Bóg jest Bogiem bliskim każdemu człowiekowi bez wyjątku. A los każdego z nas nie jest Mu obcy.
Boże Narodzenie nie miało nic wspólnego ze spokojem. Wydarzenie narodzin Jezusa nie było ani spokojne, ani też nie miało nic z "magicznego" charakteru świątecznego, o jakim myślimy współcześnie. Dla Matki Jezusa i św. Józefa była to wielka radość, ale też wielka niewiadoma. Jak się okazało ich życie nie było usłane różami, podobnie jak łatwym nie było życie i dzieło Jezusa z Nazaretu. Tamta noc, kiedy narodził się Jezus - Syn Boży, powinna nas wierzących i niewierzących zmusić do głębszej refleksji. No bo przecież redaktorzy-ewangeliści przedstawiają fakty i szczegóły tego wydarzenia, wobec których nie wolno być obojętnym: Powszechny spis ludności zmusił Józefa i jego Małżonkę do długiej wędrówki z północy na południe kraju. Nie ominęły ich, ani Jezusa, zwyczajne ludzkie kłopoty. Zabrakło dla nich miejsca w gospodzie, gdyż wszyscy wtedy podróżowali i ciężko było o wolny nocleg. Czas rozwiązania nadchodził, więc Jezus narodził się w miejscu najlepszym, jakie było w pobliżu. Było to miejsce, w którym na noc spędzano zwierzęta. I nie ma znaczenia czy była to stajenka, czy grota - narodził się w warunkach niekoniecznie komfortowych. Nie był to ani pałac, ani elegancka sala czy nawet pokój w gospodzie. A jako Syn Boży mógł zamanifestować od razu Kim jest! Był niemowlęciem, które pielęgnowała Matka (Maryja miała pieluszki oraz wszystko, czego potrzebuje niemowlę - bo każda matka spodziewająca się dziecka ma to przygotowane, stąd nie zawsze musimy wierzyć w treść kolęd i pastorałek - chodzi o rąbek zdjęty z głowy, którym Matka miała rzekomo owinąć zmarznięte Dziecię leżące wprost na twardym żłobie). Jezus będąc Bogiem nie wiedział nawet, że jest Bogiem - jak pisał wybitny biblista o. Francis Dreyfus. Tak Bóg uniżył samego siebie, że urodził się w takich warunkach i okolicznościach. "Był podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu".
Tamtej nocy nic nie wskazywało, że wydarzyło się coś wyjątkowego. Tym bardziej, że Jezusa ujrzeli jako pierwsi zwykli pasterze, a nie monarchowie, kapłani czy lewici. Oto Bóg maluczkich! Jezus jednoczy się w wydarzeniu swoich narodzin z każdym człowiekiem, a zwłaszcza z najmniejszymi tego świata. Jednoczy się z emigrantami, z bezdomnymi, z tymi, których przyszłość niepewna, z odrzuconymi i zepchniętymi na margines życia społecznego. Wreszcie jednoczy się z ubogimi. Bóg umiłował świat do tego stopnia, że dał nam Swego Syna, by nas zbawił. Chrystus jest naszym Bogiem, ale też naszym Bratem. Rozumie jakie jest życie człowieka, dlatego nikt nie może powiedzieć, że Bóg nie przejmuje się naszym losem. On jedynie wydarzeniem swoich Narodzin zwraca uwagę, na to, że radość nie może być płytka i banalna. Byśmy nie dbali wyłącznie o święty spokój, ale o spokój swojego serca - by nie pozostawić bez pomocy i wsparcia (nie tylko tej Wigilijnej Nocy), ale każdego dnia tych, których los jest zadziwiająco podobny do losu Jezusa z Nazaretu, Jego Matki i Józefa.