W zeszłym tygodniu na pasach w centrum Lublina zginęła młoda studentka. Kierowca, który ją potrącił był trzeźwy. Miesiąc temu tuż pod Lublinem, policjant potrącił również młodą dziewczynę, która zmarła. Dziewczyna także przechodziła przez pasy.
Nie dalej jak kilka dni temu, jadąc samochodem mijałam oznakowane miejsce wypadku, wokół którego policjanci nie zdążyli jeszcze uprzątnąć rozrzuconych damskich rękawiczek i czapki. Ten wypadek na szczęście nie okazał się śmiertelny, ale i tak poważny w skutkach, dla przechodzącej przez pasy kobiety. W zeszłym tygodniu w okolicy Lubartowa, również auto śmiertelnie potrąciło pieszego. I także na pasach. Jestem kierowcą, ale ostatnio równie często siadam za kierownicą co podróżuję autobusem i chcąc nie chcąc przechodzę przez pasy. I zastanawiam się, dlaczego zarówno młodzi jak i starsi ludzie pozostają głusi na medialne doniesienia o tak częstych wypadkach pieszych. Obserwuję, że ktoś, kto znajduje się na pasach czuje się jakby był w jakiejś specjalnej klatce bezpieczeństwa. Robi pierwszy krok na ulicę i już go zupełnie nic nie obchodzi. Rzadko kiedy również rozgląda się, przed tym pierwszym krokiem. Uznaje swoje prawo pierwszeństwa na pasach. Wchodzi i jest. Nie bronię kierowców absolutnie. Ale chciałabym bronić życia pieszych, którzy często nie myślą o swoim bezpieczeństwie. Młodzi ludzie wchodzą na ulicę w kapturach, które uniemożliwiają, dokładne przyjrzenie się ulicznemu ruchowi. Często wchodzą znienacka. Dziś gdy mróz ścisnął po wczorajszym deszczu, na drodze panuje wielka ślizgawica. Ktoś kto postanowi wejść na pasy bez uprzedniego sprawdzenia czy przypadkiem nic nie jedzie, naraża się na co najmniej utratę zdrowia. Oczywiście winny potencjalnego wypadku będzie kierowca, ale cóż pieszemu z tego, kiedy jego zdrowia lub życia, ten kierowca mu nie zwróci. Często apeluje się do wyobraźni kierowców, ja apeluję również do wyobraźni pieszych.