Urząd Statystyczny podsumował miniony rok. Z jego danych wynika, że nie jest dobrze, ale mogłoby być jeszcze gorzej. W sumie to nie wiadomo, czy się cieszyć, czy smucić.
Fakty są takie, że nas ubywa. Nas czyli mieszkańców Lubelszczyzny. I nie chodzi tylko o to, że umieramy, ale przede wszystkim o to, że młodzi nie znajdują odpowiedzi na pytanie „jak tu żyć?”, pakują się i wyjeżdżają. Jedni jadą za granicę, a inni po prostu przenoszą się do innego miasta w Polsce, gdzie widzą dla siebie lepsze perspektywy. Z lubelskiego punktu widzenia atrakcyjna wciąż pozostaje Warszawa, ale dogania ją Trójmiasto, gdzie młodzi chętnie wybierają się na studia, a potem zostają. Lublin traci na atrakcyjności. Drastycznie spada liczba studentów. Z danych za ub. rok wynika, że w dziewięciu lubelskich uczelniach kształciło się ich nieco ponad 77 tys. Jeszcze w 2009 roku ponad 86 tys. To wynik najgorszy od dekady. Pod względem liczby studiujących Lublin jest na siódmej pozycji w Polsce. Na pocieszenie plasujemy się jednak w krajowej czołówce, jeśli chodzi o studiujących cudzoziemców. Mamy ich blisko 2400. Większość z nich wybiera studia na Uniwersytecie Medycznym.
Pod względem liczby mieszkańców Lublin jest na dziewiątym miejscu w kraju. W końcu września ub. roku mieszkało tu prawie 345 tys. ludzi. Od 1999 roku (360 tys.) liczba ta wciąż spada. Osłodą jest informacja, że jesteśmy w gronie sześciu miast wojewódzkich, gdzie wciąż notuje się dodatni przyrost naturalny. Jeśli jednak lokalne władze nie wpadną na pomysł, jak uatrakcyjnić nasze miasto, nie będzie co się cieszyć z przyrostu naturalnego, bo jak tylko dzieci dorosną, wyjadą stąd i swoje dzieci urodzą już poza Lublinem.
Największym problemem jest znalezienie pracy. Wzrost bezrobocia w naszym regionie nie sprzyja zakładaniu rodziny i rodzeniu dzieci. Na pocieszenie informacja, że ci, którzy jednak pracują, zarabiają trochę lepiej niż w 2012 roku. Ze statystyk wynika, że w ubiegłym roku miesięcznie zarabialiśmy średnio 3326 zł brutto, czyli jakieś 3 proc. więcej niż dwa lata temu.
Fenomenem w takiej sytuacji pozostają ceny mieszkań, które w Lublinie są wyższe niż np. w Łodzi czy Katowicach, czyli miastach o zdecydowanie większej atrakcyjności niż Lublin. Mało tego, mimo cen, na które wydaje się, że niewielu może sobie pozwolić, deweloperzy dalej budują. Wobec tego wszystkiego trudno się zdecydować na jednoznaczną ocenę sytuacji w naszym regionie. W tym przypadku bardzo sprawdza się powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.