Malarz. Odkąd tylko pamiętam zawsze bardziej wolał kredki niż klocki i samochodziki – mówi o swoim synu Tymoteuszu Andrzej Przygrodzki.
Przestronne pomieszczenie z widokiem na panoramę Lublina. Ściany pomalowane na biało i granatowo. Na środku ogromne biurko, a na nim teczki z malowidłami, laptop i iPod. – Gdy maluję, często słucham muzyki poważnej – mówi Tymoteusz. Pod oknami, które stanowią dwie ściany pomieszczenia, sztaluga i obrotowy stołek. To miejsce, w którym od lat powstają niezwykłe prace, niezwykłego chłopca.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.