Polecam rozmowę Patrycji Saneckiej z "Lubelskiego Okulara" z dr. Wojciechem Gizickim z Katedry Stosunków Międzynarodowych KUL o tym, co warto wiedzieć o wyborach do PE i europosłach. Od kogo najwięcej zależy? I jak wiele zależy?
Patrycja Sanecka: Można to jakoś zmienić? Można w jakiś sposób uświadomić wyborców, że jest to ich faktyczny wybór? To oni mogą zadecydować, które osoby znajdą się w Europarlamencie.
Dr Wojciech Gizicki: Tak, ale trzeba by tutaj wyjść od sprecyzowania tego, czego my oczekujemy od Unii Europejskiej. Jest kilka koncepcji czym Unia ma być. Najbardziej optymalne względem siebie koncepcje to idea integracyjna państw członkowskich niepodległych, suwerennych, samodzielnych, a druga koncepcja to uczynienie z Unii Europejskiej superpaństwa. Obie względem siebie są dosyć kontrastujące. Jeśli oczekujemy od Unii Europejskiej bycia czymś więcej niż tylko projektem, który integruje suwerenne, niepodległe państwa to oczywiście wydaje się, że wzmocnienie koncepcji instytucji byłoby istotne. Natomiast, także z mojej osobistej perspektywy, nie uważam, żeby trzeba było jakoś szczególnie wzmacniać kompetencje unijne, bo myślę, że nie tylko ja, ale też duża część społeczeństwa, także polityków, jest zdania, że unia nie zastąpi nigdy państw narodowych. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. My jednak dalej identyfikujemy się narodowo, państwowo i dla nas najważniejsze są wybory dokonywane tutaj na miejscu. Zobaczmy, że jeśli są jakieś trudne sprawy w Unii Europejskiej to rozwiązywanie tych spraw pozostawia się przede wszystkim głowom, czy szefom rządów najważniejszych państw członkowskich, a nie instytucjom europejskim. Jeśli mamy kryzys na Ukrainie, w Afryce Północnej, jeśli mamy kryzys finansowy to role mediatora, bądź wręcz kierujących tymi problemami przypadają nie przewodniczącemu Rady Unii Europejskiej, czy jakiemuś wysokiemu komisarzowi tylko pani Merkel, panu prezydentowi Hollande, czy panu premierowi Cameron’owi. Nie szefom instytucji europejskich. To też o czymś świadczy. W dalszym ciągu UE jest ważną instytucją ale problemy rozwiązuje się na poziomie najważniejszych państw członkowskich.
Patrycja Sanecka: Już dziś na ulicach widzimy wiele bilbordów z głowami kandydatów, którzy wiele nam obiecują. Po co tak naprawdę europosłom Strasburg?
Dr Wojciech Gizicki: Większość partii politycznych w Polsce traktuje te wybory do EP jako test przed maratonem wyborczym, który zaczyna się na jesieni tego roku. W październiku, listopadzie będą wybory samorządowe, które są dla partii bardzo istotne bo tam się dzieją realne rzeczywistości polityczne i tam dzieli się faktycznie pieniądze i najważniejsze decyzje na poziomie miast, gmin, powiatów. Później mamy wybory parlamentarne w konsekwencji wybory prezydenckie. Te wybory do Europarlamentu są testem, która z partii politycznych na dzisiaj reprezentuje największe poparcie społeczne. Nawet jeśli do wyborów pójdzie dwadzieścia procent wyborców, to dla partii jest to znaczący sygnał: jak odbierane są te partie w elektoracie i w jakim kierunku muszą pracować partie polityczne żeby wyniki w następnych wyborach były lepsze. Te wszystkie plakaty, bilbordy, spoty wyborcze są testem, który ma zweryfikować dotychczasową działalność partii politycznych. Zobaczmy, większość partii postawiła w eurowyborach na znane twarze, które mają przyciągać poparcie polityczne, które ma się później opłacić w konsekwencji kolejnych wyborów. To wszystko jest wpisane w szerszy kontekst polityczny i długofalową politykę wyborczą, która nie kończy się 25 maja, tylko wtedy się zaczyna.
Patrycja Sanecka: A więc jaki powinien być europoseł?
Dr Wojciech Gizicki: Na pewno nie powinien to być celebryta. Powinna to być osoba, która ma jakiekolwiek przygotowanie zawodowe, czy społeczne, która interesuje się sprawami politycznymi, społecznymi w swoim własnym środowisku lokalnym, w państwie. Która ma też wykształcenie w tym kierunku, tzn. niekoniecznie jest politologiem, czy prawnikiem, ale w pewnym sensie czy to na studiach, czy w swojej pracy zawodowej poruszała tego typu kwestie, zna języki obce, zna instytucje europejskie, zna przynajmniej w zarysie prawo europejskie. Jest z tej perspektywy istotności parlamentu europejskiego jako reprezentanta interesów ogólnoeuropejskich lepszym kandydatem, niż celebryta, który ma ściągnąć tylko wyborców i przyciągnąć ich głosy. Jeśli ja widzę na listach wyborczych sportowców, nawet zacnych, którzy coś osiągnęli w swojej sportowej karierze, aktorów, czy jeszcze innej maści celebrytów to uważam, że jest to ze szkodą dla instytucji demokratycznych, a nie z korzyścią. Nasza polityka stała się polityką wizerunkową, medialną, która ma przyciągać znanymi twarzami, a coraz mniej niestety zwracamy uwagę na kompetencje tych osób. A ogólna wiedza czym jest parlament czy europejski czy krajowy, czym są sprawy którymi ludzie żyją, powinny być wyznacznikiem tego czy ja, powinnam/powinienem w ogóle kandydować, czy ja się do tego rzeczywiście nadaje. Należałoby mieć w sobie trochę samokrytycyzmu. Część z tych kandydatów zachłysnęła się poparciem, próbuje utrzymać to zainteresowanie medialne, a eurowybory są to tego dobrą okazją – jest czas antenowy, jest zainteresowanie mediów, jest prasa, media elektroniczne. Jeżeli spada zainteresowanie związane z byciem sportowcem, bo część z tych osób to byli sportowcy, no to pewnie taki mechanizm publiczny się odzywa i chcemy zatrzymać to poparcie. Z mojej perspektywy jest to całkowicie nie do przyjęcia. Chociażby dlatego, że kompetencje tych osób są właściwie żadne w tym przypadku. Brakuje mi i myślę, że nie tylko mi, ludzi, którzy sprawdzili się na jakimkolwiek poziomie pracy czy to samorządowym, czy ogólnopolskim, czy w aspekcie politycznym czy społecznym. Wyborcy niestety oddają głosy na twarze, które są im znane. To smutne.
Patrycja Sanecka: To nie jest tak, że Polacy są po prostu niezorientowani i nie wiedzą na kogo zagłosować?
Dr. Wojciech Gizicki: Tak, to fakt. Patrzymy z perspektywy bardziej tego co powie lider partii politycznej, który kandydata na konkretne stanowisko desygnował, niż czy ten kandydat realnie sprawdził się w jakikolwiek sposób w życiu polityczno-społecznym. Biorąc pod uwagę, że ten Europarlament już jest, to dobrze by było gdyby znalazły się tam osoby, które w jakiś sposób mogłyby coś dobrego dla Europy, a w konsekwencji dla Polski zrobić, a nie tylko błyszczałyby w mediach.