Wyruszył w podróż Koleją Transsyberyjską, by pomóc spełnić przyrzeczenie, jakie jego babcia złożyła nad grobem ojca. Teraz wszyscy możemy poznać tę historię.
Ksiądz Arkadiusz Paśnik zadedykował książkę swoim dziadkom Henryce i Grigorijowi oraz wszystkim zesłańcom. Jest ona dziełem jego poszukiwań oraz notatek i wspomnień jego babci Henryki Paśnik.
Piekło Syberii
Wiosna 1922 roku. Andrzej i Józefa Świderscy kupili mały majątek na Wołyniu koło Kowla we wsi Andrzejówka. Tam w 1923 roku urodziła się Henryka, główna bohaterka i współautorka książki „Obietnica”. Razem z rodzicami i rodzeństwem żyli spokojnie i szczęśliwie. Jednak 10 lutego 1940 roku o świcie do ich domu w Andrzejówce wtargnęli Sowieci i Ukraińcy. W tym czasie nie było w izbie matki Józefy. Załadowali wszystkich na sanie, potem wsadzili do bydlęcych wagonów i wieźli wygłodniałych i wystraszonych wiele tygodni w głąb Syberii. Ich podróż zakończyła się w Solwiczygorskim Rajonie, w miejscowości Wostoczno. Ponad rok pracowali tam przy wyrębach lasów.
– Sowieci oznajmili nam: to koniec waszej drogi, to wasz dom. Tu będziecie żyć i umierać, a przede wszystkim pracować – wspomina Henryka Paśnik. – Zobaczyłam las, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Bez końca i początku. Następnego dnia wydano nam piły i siekiery. Pracowaliśmy co sił, by nie umrzeć z głodu, bo jak się nie wykonało normy w 40-stopniowym mrozie, to nie dali jedzenia. Zima była śmiertelna i wszechobecna – dodaje.
Głód i śmierć na stepie
17 września 1941 roku przewieziono ich do południowo-wschodniego Kazachstanu w okolice miasta Szu. Pieszo pędzono tych, którzy jeszcze nie padli z głodu i chorób, do miejscowości Enbek. Tam w warunkach nieludzkich walczyli o przetrwanie, walczyli o każdy rodzaj pożywienia. – W naszym kołchozie było tylko jedno drzewo, dookoła tylko step. W tym miejscu żyli Tatarzy, Kozacy i Czeczeńcy. Rozlokowali nas w lepiankach. Na środku stał kocioł, który służył do gotowania, mycia i prania – wspomina Henryka Paśnik. Zmuszano ich do tego, by przyjęli obywatelstwo radzieckie. Henryka nie złożyła podpisu deklarującego przyjęcie obywatelstwa, za co była torturowana, a potem więziona. Gdy wróciła z więzienia w marcu 1944 r., dowiedziała się, że jej ojciec nie żyje. Andrzej Świderski zmarł z głodu i wycieńczenia na drodze z Mojynkumu do Enbeku. Henryka modląc się nad jego grobem, złożyła obietnicę: Wrócę po ciebie, tato, i zabiorę cię do ojczyzny. W lutym 1945 roku Henryka wyszła za mąż za Grigorija Oganisjana, Ormianina z Erewania. On zaopiekował się żoną i jej młodszym rodzeństwem.
Polska była koszmarem
Wiosną 1946 roku wśród zesłańców pojawiła się wiadomość, że będzie można wracać do Polski. Henryka była wtedy w 7. miesiącu ciąży. Gdy podstawiono wagony na stacji Szu, zesłańcy udali się w kierunku pociągu, który miał być przepustką do wolności. Sowieci brutalnie rozdzielili Henrykę i Grigorija, ona była Polką, on obywatelem ZSRR. Obiecali sobie, że się odnajdą nawet na końcu świata. To, co Henryka zastała w Polsce, było jak zły sen. Władze komunistyczne prześladowały sybiraków. Zesłańców uznawano za zdrajców i szpiegów. Przez wiele lat szukała swego męża Grigorija przez Czerwony Krzyż. Historia urywa się na dworcu w Szu 11 kwietnia 1946 roku.
Spełniona obietnica
Obietnica, jaką złożyła Henryka nad grobem ojca, nie dawała jej spokoju. Dziś ma 91 lat i mieszka w Lublinie wraz z córką i rodziną. – Gdybym podpisała radzieckie obywatelstwo, to nie poszłabym do więzienia. Wówczas dbałabym o ojca i uchroniłabym go przed śmiercią – wyznaje z bólem pani Henryka. – Ten ból i to niespełnienie towarzyszyły mojej rodzinie, odkąd pamiętam. Podjąłem decyzję, że jako wnuk zrobię, ile się da, by uciszyć ten ból, który dopada moją babcię co noc. Postanowiłem odnaleźć miejsca pochówku pradziadka Andrzeja i zesłańców, odprawić na ich grobach Mszę św., przywieźć do Polski ziemię z ich mogił i złożyć w ręce babci oraz zdobyć informacje o losach mojego dziadka Grigorija – pisze we wstępie ks. Arkadiusz Paśnik, proboszcz parafii pw. św. Michała Archanioła w Lublinie. – Udałem się na miejsce zesłania moich bliskich Koleją Transsyberyjską. 31 lipca 2013 roku dotarłem do Szu. Po kołchozach i grobach nie było śladu, bo zniszczyli je Sowieci. Abdul Ali, muzułmanin z tej miejscowości, wskazał mi miejsce, gdzie te groby się znajdowały. Pomógł odnaleźć także rodzinę Grigorija Oganisjana. Otrzymałem od nich fotografie. Odprawiłem także Mszę św., w której uczestniczyła rodzina mojego dziadka – wyznaje ks. Paśnik. Ks. Arkadiusz pomógł wreszcie swojej babci spełnić obietnicę sprzed 70 lat. To dzięki niemu jego mama zobaczyła po raz pierwszy fotografię swego ojca Grigorija. Już 17 czerwca odbędzie się promocja książki w Lublinie na Zamku Lubelskim. Publikacja dostępna jest już także w księgarniach.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się