Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Happy end z Chrystusem

Sercańskie Dni Młodych. Śniadanie na trawie, kolejka pod prysznic, często przeciekający namiot. Luksusów brak, a jednak co roku setki młodych przybywają, by w podlubelskiej wsi spędzić tydzień wakacji.

Pliszczyn to nieduża miejscowość granicząca z Lublinem. Raz w roku od 21 lat przeżywa oblężenie. Klasztorny ogród księży sercanów na tydzień zmienia się w wielkie pole namiotowe. Patrząc na nie z góry, można zobaczyć prawdziwą namiotową tęczę.
 

Wypełnić pustkę

Mimo że warunki wydają się dla dzisiejszej młodzieży, delikatnie mówiąc, trudne, to jednak jest coś, co młodych tu przyciąga. Z roku na rok stawiają się w Pliszczynie na początku lipca z menażkami i śpiworami, by część swego zasłużonego odpoczynku spędzić na wspólnej modlitwie i zabawie.
 

– Wielu z nich przyjeżdża z przekonania, ale również wielu przyjeżdża do Pliszczyna, bo nie ma innego pomysłu w danej chwili na spędzenie wolnego czasu – mówi organizator Sercańskich Dni Młodych ks. Jarek Grzegorczyk. – Czasami przyjeżdżają, bo ktoś powiedział, że tu jest fajnie, albo wpadła im w rękę ulotka. Niektórzy wcale nie biorą pod uwagę spędzenia czasu z Panem Bogiem. Dopiero na miejscu okazuje się, że spotkanie z Chrystusem to coś, czego im właśnie brakowało – wyjaśnia.

– Zawsze trochę śmieszyli mnie moi znajomi, którzy biegali na spotkania swojej wspólnoty w każdy wtorek – opowiada Robert, który do Pliszczyna przyjechał po raz trzeci ze Śląska. – Te ich śpiewy i modlitwy wydawały mi się takie nudne... Najgorsze było to, że oni sami byli całkiem fajni – śmieje się chłopak. – Ale wiadomo, jak to w gimnazjum, zdecydowanie inne rzeczy są ważniejsze niż Kościół – dodaje.

– W moim życiu wszystko było super – opowiada. – Nie potrzebowałem Pana Boga do momentu, gdy z domu nagle wyprowadził się tata. Zupełnie nie wiedziałem, o co chodzi. Mimo że nie mieliśmy jakichś świetnych relacji, to jednak on był. A potem przestał być. Ta nagła zmiana spowodowała, że świat mi się zawalił – wspomina Robert. – Wtedy jedna z koleżanek zaproponowała, bym pojechał z grupką z parafii na tydzień wakacji na SDM. Nie wiedziałem, co to SDM, ale skrót brzmiał całkiem fajnie – śmieje się.
 

Czas niestracony

Pojechał. – Pamiętam, odbywały się wtedy mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Trochę mi było szkoda, że nie będę oglądał, ale znajomi mówili, że w Pliszczynie będzie wiele fajniejszych rzeczy – opowiada. – Nikt mi jednak nie powiedział, że będą to modlitwy, konferencje i Msze św. I choć nie zajmowały one aż tak wiele czasu, dla mnie to było i tak za dużo. Ten czas wydawał mi się wtedy zmarnowany.

Dziś, podczas 21. już Sercańskich Dni Młodych, znowu są piłkarskie mistrzostwa. Osiemnastoletni Robert, mimo że po raz kolejny nie obejrzy kilku meczów eliminacyjnych, nie ma wrażenia straconego czasu. – Moje życie wygląda już nieco inaczej niż trzy lata temu. Znalazłem kogoś, kto mnie kocha takim, jakim jestem. I nie wyobrażam sobie już początku wakacji bez Pliszczyna – zapewnia.

Także mieszkańcy Pilszczyna nie wyobrażają już sobie chyba początku lata bez hałasu dobiegającego z klasztornych ogrodów oraz atrakcji przygotowanych przez animatorów także dla nich. Korzystają z propozycji dla młodych ciałem i duchem, ale sami z siebie dają równie dużo, choćby przygotowując teren pod namiotową tęczę czy organizując kuchnię polową.

W sercańskim miasteczku, w którym pośród setek namiotów stoją drogowskazy, by nikt się nie pogubił i zamiast do toalety nie trafił do kuchni, obowiązują reguły, których trzeba bezwzględnie przestrzegać. Nie wolno tu pić alkoholu, palić papierosów ani tym bardziej zażywać narkotyków.

– Tu jest tyle fajnej zabawy, że nie potrzeba dodatkowych wzmacniaczy – mówi Jana, 20-letnia studentka Akademii Muzycznej z Ukrainy.
 

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy