Sto lat lubelskiej samochodówki. Budynek szkoły przy alei Jana Długosza nie wygląda, jakby miał za sobą wiek. W wewnętrznym dziedzińcu są warsztaty, w których uwijają się uczniowie technikum i zawodówki. W kombinezonach, pochyleni nad autami wyglądają jak samochodowi chirurdzy.
Zespół Szkół Samochodowych im. Stanisława Syroczyńskiego to najstarsza szkoła zawodowa tego typu w Lublinie. Jej początki sięgają 1914 roku. Niewiele szkół zawodowych w Polsce może pochwalić się taką historią. Patron szkoły żył w czasie zaborów (1848–1912).
Szpital i szkoła
Był właścicielem majątku pod Kijowem. Wraz z Dmowskim zakładał Polskie Stronnictwo Narodowe na Rusi, był posłem guberni kijowskiej do Rady Państwa, wieloletnim działaczem polskich stowarzyszeń i filantropem. Zainicjował budowę polskiego szpitala w Kijowie i przeznaczył 30 tys. rubli na szkołę rzemiosł, która powstała właśnie w Lublinie. Wszystkich formalności związanych z testamentem dopilnowała wdowa po Syroczyńskim.
Za pieniądze kupiono plac i budynek. W 1914 roku Ministerstwo Przemysłu i Handlu w Petersburgu zatwierdziło opracowany Statut Warsztatów Rzemieślniczych im. Stanisława Syroczyńskiego. Szybki rozwój szkoły nastąpił w okresie międzywojennym. Placówka funkcjonowała nawet w czasie okupacji, choć część jej pomieszczeń zniszczyły bombardowania. Nosiła imię założyciela do 1950, kiedy doszło do jej upaństwowienia i zmiany nazwy na Państwowe Szkoły Techniczne. Władze komunistyczne uznały, że Syroczyński to niewłaściwy patron. Potem znów zmieniono nazwę szkoły, która miała kształcić specjalistów dla powstałej w lublinie Fabryki Samochodów Ciężarowych. Obecnie funkcjonuje jako Zespół Szkół Samochodowych.
Majster znaczy mistrz
– Przyszedłem do technikum samochodowego, żeby zdobyć zawód i maturę. Potem chciałbym jeszcze studiować – mówi Damian Wójcik z klasy IV technikum. – W tej szkole uczymy się nie tylko teorii, mamy też dużo praktyki – dodaje. – Od wielu lat mam kontakt z samochodami ciężarowymi, bo mój tata ma firmę o tym profilu – opowiada Paweł Chęczkiewicz. – Pierwszy raz za kierownicą ciężarówki usiadłem kilka lat temu na placu przy domu. To było moje marzenie – wyznaje Paweł Chęczkiewicz. – Moja rodzina i znajomi śmiali się ze mnie, bo jak ktoś przyjechał do rodziców, to mnie nie interesowali goście, tylko wskakiwałem do samochodu i siedziałem tam godzinami – śmieje się. Przez miesiąc w wakacje miał praktykę w serwisie ciężarówek. – Dużo mnie tam koledzy nauczyli. Zaskoczyła mnie też kultura mechaników. Nikt nie usiadł w kombinezonie na siedzeniu bez specjalnego pokrowca. Przez ten czas nie mieliśmy żadnej reklamacji. Takim fachowcem chciałbym być w przyszłości – podkreśla.
Kierowca czy mechanik?
Mateusz Pastuszak na co dzień zajmuje się sprawami uczniów i przedstawia je dyrektorowi. – Najczęściej interweniujemy w sprawie parkingu przy szkole. Brakuje miejsc dla uczniów, których spora część dojeżdża spoza Lublina. A tu każdy po ukończeniu odpowiedniego wieku ma prawo jazdy – mówi Mateusz, który jest przewodniczącym samorządu uczniowskiego. – Moje zainteresowania jak wszystkich tutaj koncentrują się na motoryzacji. Od dzieciństwa zakochany byłem w autobusach. Największą frajdą było przejechać się autobusem miejskim. A raz nawet kierowca pozwolił mi otworzyć drzwi i byłem przeszczęśliwy – opowiada. – Miałem już praktykę w MPK w Lublinie. Wiem, że praca kierowcy jest przyjemna, jednak słabo płatna. Natomiast praca mechanika jest trudna, ale wykonuje się ją w jednym miejscu, no i pieniądze są już całkiem sensowne – kontynuuje. – Zakładanie własnego warsztatu trzeba raczej zostawić do czasu, jak się zdobędzie doświadczenie i kapitał, bo obecnie namnożyło się małych warsztatów, które nie spełniają swojej funkcji. Nie można dobrze naprawiać samochodów, jak się jest blacharzem, lakiernikiem i elektrykiem w jednej osobie – dopowiada Paweł Chęczkiewicz. – Jeśli natomiast warsztat zdobędzie renomę i zaufanie, to może się specjalizować we wszystkim – mówi inny uczeń Kornel Foks. – Największy problem to brak profesjonalizmu w wielu warsztatach. Najważniejsza jest celna diagnoza, jeśli się źle zdiagnozuje usterkę to właściciele samochodów są narażani na ogromne koszty. Dlatego u nas w szkole mocno kładzie się nacisk na to, byśmy takich błędów nie popełniali – dodaje Kornel. Współcześnie dominuje trend na zakup nowych samochodów, które mogą obsługiwać tylko autoryzowane serwisy. – Części tak są produkowane, by wymieniać je w całości, a nie naprawiać. Jednak my jesteśmy spokojni, bo szkoła nas do tego przygotowuje – podsumowuje.