Są tacy, którzy na studentów narzekają. Są też tacy, którzy ze studentów żyją. Jak to w życiu bywa - jedni liczą straty, inni mają zyski.
Jeszcze jakieś 10 lat temu, nie było mowy o kilkukrotnych terminach naborów na studia. Studenci do Lublina ciągnęli z różnych stron Polski zasilając nie tylko kasę uczelni, ale i portfele mieszkańców. Przecież taki student musi, gdzieś mieszkać, coś jeść, a nawet zażywać rozrywki. Do tego kupuje często bilet przejazdowy komunikacji miejskiej, korzysta z usług ksero, fryzjera, lekarza, apteki, biblioteki i wielu innych branż. Wszędzie zostawia pieniądze pozwalając lokalnym mieszkańcom zarabiać.
Niestety powiedzenie „wszystko co dobre kiedyś się kończy” wydaje się właśnie sprawdzać. Mimo usilnych starań uczelni, by przyciągnąć młodych na studia do Lublina, pozostały wolne miejsca na wielu kierunkach. Tylko Uniwersytet Medyczny może odetchnąć z ulgą, gdyż lekarzami wciąż chce zostać minimalnie więcej osób niż można na studia przyjąć. Do tego studenci z zagranicy, którzy płacą za edukację, też chętnie wybierają medycynę w Lublinie, bo cenowo jest dużo tańsza niż w ich rodzinnych krajach. Niestety wszystkie pozostałe uczelnie odnotowały spadek w liczbie studentów. Niekiedy to spadek drastyczny. Dla mieszkańców Lublina oznacza to także spadek zysków.
Im studentów mniej, tym większe mają wymagania. Stancja nie może już byle jaka, bo jest ich tak wiele do wyboru, że właściciel musi się postarać żeby kogoś przyciągnąć. To akurat moim zdaniem bardzo dobry objaw. Gorzej mają właściciele mieszkań sąsiadujących ze stancjami. Często studentom wydaje się, że skoro za coś płacą, to im wszystko wolno czyniąc z życia sąsiedzkiego koszmar. Ale to już temat na zupełne inne rozważania o kulturze osobistej i empatii.
Tymczasem jednak pozostaje tęsknota za czasami kiedy żaków było więcej. I choć korki były większe i znalezienie miejsca parkingowego w okolicach uczelni graniczyło z cudem, to portfele były grubsze i studenci grzeczniejsi, bo jednak nie tak łatwo na zawołanie można było zmienić stancję. Może kiedyś dla studenckiego Lublina znów nadejdą lepsze czasy.