Stan wojenny. 13 grudnia 1981 roku. 1.30 w nocy. Do mieszkania państwa Szaciłowskich dobija się milicja. Kiedy otworzono drzwi, Stefan usłyszał: „Pójdzie pan z nami, proszę się tylko ciepło ubrać”. Właśnie zaczął się stan wojenny.
Zima była mroźna. Śnieg przykrywał Lublin, do tego panował siarczysty mróz. W kraju było niespokojnie. Przez całą Polskę przelewała się fala strajków. Ludzie czuli, że ten system musi się zawalić. Nie wiedzieli tylko jak. – Przez chwilę myśleliśmy, że coś zaczyna się zmieniać na lepsze, gdy władze zgodziły się na powstanie Niezależnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Ja sam zostałem lektorem „Solidarności” czyli kimś takim, kto jeździł po różnych zakładach pracy na Lubelszczyźnie i zakładał w nich nowe związki. Myślałem sobie, że skoro tyle tysięcy ludzi się w nie angażuje, to damy radę coś zmienić. Pracowałem wtedy w Biurze Projektów Wiejskich w Lublinie. Kiedy dostaliśmy zlecenie na zaprojektowanie 1000 cielętników w przedziwnych miejscach Lubelszczyzny, które miały pomóc w zaopatrzeniu olimpiady w Moskwie w 1980 roku, wiedziałem, że paranoja władzy ludowej trwa w najlepsze. Upatrywałem więc w „Solidarności” wielką szansę na normalność – opowiada pan Tadeusz Zieliński, lubelski działacz „Solidarności”. Nie przypuszczał wtedy, że za tę wiarę w normalność przyjdzie mu trafić do więzienia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.