Sybiracy, ich rodziny, kombatanci, żołnierze, policjanci, władze samorządowe i mieszkańcy Lublina przyszli pod pomnik Matki Sybiraczki by oddać hołd tym, których zesłano na Syberię.
Maria Nazaruk miała 8 lat, ale wszystko pamięta dokładnie. Do ich mieszkania weszło dwóch rosyjskich żołnierzy i kazali się pakować. Rodzina miała godzinę na zabranie rzeczy niezbędnych do życia, gdzieś daleko w obcym kraju.
- W takiej sytuacji człowiek nie wie, co ma brać. Nie wiedzieliśmy dokąd nas wiozą, więc trudno było przewidzieć, co się przyda. Jednego byliśmy pewni, łatwo tam nie będzie - wspomina pani Maria.
Na Syberii spędziła 5 lat ze swoją mamą i bratem. To, co wzięły z domu wyprzedawały za wiadro ziemniaków czy worek mąki. Kiedy rzeczy się skończyły przyszedł głód. Tylko dzięki determinacji matki i Bożej Opatrzności przeżyli.
Mimo upływu lat, Syberia wciąż się śni tym, którzy tam trafili. Takich jak rodzina Marii Nazaruk były tysiące. Pierwsza masowa deportacja z Kresów Wschodnich miała miejsce 10 lutego 1940 r. Objęła ok. 220 tys. Polaków. Kolejne fale zsyłek miały miejsce w kwietniu 1940 r. - ok. 300 tys. Polaków, w czerwcu 1940 r. - ok. 240 tys., a w czerwcu 1941 r. - ok. 300 tys. oraz w latach 1944-1956 blisko 300 tys.
Szacuje się, że łącznie na Sybir deportowano około 1,3 mln Polaków. Według wywiadu AK było to ok. 1,7 mln, źródła zachodnie podają liczbę ok. 1,5 mln zesłańców.
Tysiące z nich nie dojechało do celu podróży. Umierali w drodze. Nie mają własnego grobu. Rosyjscy żołnierze wyrzucali zmarłych z wagonów na pobocza kolejowe mówiąc rodzinom, że wilki też muszą coś jeść.
- Jeśli nie będziemy o tym pamiętać, jeśli nie będziemy uczyć się historii i wyciągać z niej wniosków, grozi nam, że tragiczne wydarzenia mogą znowu powrócić - przestrzegał Janusz Pawłowski prezes lubelskiego Związku Sybiraków.