W 28 rocznicę śmierci dzisiejszego kandydata na ołtarze, ks. Franciszka Blachnickiego założyciela Ruchu Światło-Życie, w Lublinie odbyły się rekolekcje pt. „Zachować dziedzictwo Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego”, których gościem była pani Dorota Seweryn współpracownica sługi Bożego.
Pani Dorota Seweryn poznała ks. Blachnickiego, gdy miała 16 lat, a on po święceniach zaczął pracę w jej rodzinnej parafii w Tychach. Od tamtego czasu zaczęła się ich współpraca. O jego pracy, zaangażowaniu w dzieła prowadzące człowieka do Boga, bezgranicznym zaufaniu w Boże prowadzenie i poddaniu się woli Bożej, może opowiadać godzinami. Będąc gościem lubelskich rekolekcji mówiła m.in.: "Ojciec nie nauczał niczego, czego sam nie wypełniał. Nigdy nie narzekał. Przyjmował na co dzień Bożą wolę taką, jaką była, dlatego nie było narzekania. Było widać, że to człowiek absolutnie poddany woli Bożej, czy chodziło o pogodę, czy o różne ludzkie wypadki. Nie rozumiał na przykład narzekania, że pada deszcz – przecież to dar Boży. Poddanie się woli Bożej przejawiało się w różnych sytuacjach. Np. jechał samochodem i spieszył się. Pękła opona. Nie narzekał na to, co się stało. Nie marudził, że się spieszył, a teraz się spóźni. Po prostu trzeba zmienić koło. Podobnie było, gdy chorował. Zawsze miał wiele zajęć: konferencje, referaty, spotkania. Jednak, jeśli lekarz kazał mu leżeć, no to się położył do łóżka. Lekarz przepisał lekarstwa, no to trzeba je brać. Nazywał to „zdrowym chorowaniem”- wolnym od narzekań na chorobę. Był posłuszny, oddany woli Bożej na każdym kroku. Zawsze zwracał się do Boga w ten sposób: „jeśli zechcesz”. Miał wiarę: „na pewno Pan przyjdzie mi z pomocą. A jeśli to nie jest wola Boża, to ja też tego nie chcę”.
Swoich współpracowników uczył przede wszystkim wdzięczności dla Pana Boga. Nawet jeśli działo się coś trudnego powtarzał, że za wszystko trzeba dziękować. Gdy został aresztowany przez UB, w pierwszym liście z więzienia jaki napisał do swoich współpracownic, zapytał czy już odmówiły "Magnificat" za jego aresztowanie. Jeśli Bóg dopuszcza jakąś sytuację, to znaczy, że służy ona do wyprowadzenia jakiegoś dobra, choć od razu tego nie widać. - O dzisiejszych czasach z pewnością powiedziałby, że to dobre czasy, bo im trudniej, tym dla chrześcijanina lepiej. Nie tylko kształtuje się jego wiara, ale i jest wiele okazji do dawania swoim swoim życiem świadectwa - mówi pani Dorota.