Święta Paschalne to coś więcej niż wspomnienie minionych wydarzeń. Bo nie chodzi w nich tylko o wspomnienie. Przede wszystkim jesteśmy świadkami ostatnich dni Jezusa Chrystusa i Jego zmartwychwstawania.
W 1992 roku jednym z największych wydarzeń kulturalnych była Tosca wystawiona w miejscach i czasach opisanych w libretto. Domingo i „E lucevan le stelle” zostanie mi w pamięci do końca życia. I nie chodzi tylko o muzykę. Pamiętam to, że aby „dokończyć” operę trzeba było wstać o 5.30 i czekać na początek transmisji. Tymczasem Kościół poprzez uroczyste celebracje Triduum Sacrum daje nam szansę przeżyć nie tylko estetycznych, ale przede wszystkim zbawczych.
Zasada, że upamiętnianie wydarzeń w czasie, w którym miały miejsce po to, by intensywniej je przeżyć - obowiązywała na długo przed tamtą Toscą, reklamowaną jako pomysł pierwszy i nowatorski. Ale Święta Paschalne to coś więcej. Bo nie chodzi w nich tylko o wspomnienie. Przede wszystkim jesteśmy świadkami ostatnich dni Jezusa Chrystusa i Jego zmartwychwstawania. Magia? Wehikuł czasu? Nie – po prostu liturgia. Uczestniczymy w tamtych zdarzeniach tak, jak będąc wewnątrz domu przez okno widzimy, co się dzieje na zewnątrz. Nie możemy dosłownie dotknąć krzyża, czy przyjąć Eucharystię bezpośrednio z rąk Jezusa, ale wszystko (wydarzenia sprzed prawie 2 tys. lat - i nasze dzisiaj) dzieje się w tym samym czasie.
W Wielki Czwartek wraz z Jezusem Chrystusem i uczniami wchodzimy do Wieczernika. Możemy odpowiedzieć na oczekiwania Jezusa: „Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał.” (Łk 22, 15b). Pragnie Twojej obecności przy stole, kiedy ustanawia Eucharystię – by na zawsze pozostać z tymi, których kocha. A że nie jest to tylko wspominanie, ale coś co dzieje się teraz, przypomną nam kapłani modląc się: „On to w dzień przed męką za zbawienie nasze i całego świata, to jest dzisiaj…” Ale zanim to nastąpi i chleb – Ciało Pańskie zostanie połamany, a kielich Krwi zostanie podany – Jezus pochyli się nad Twoimi stopami, obmyje je i ucałuje.
Oczywiście nie chodzi tu o dosłowne doświadczenie. Gest obmywania nóg wybranym osobom przez pasterza wspólnoty, która gromadzi się w Wielki Czwartek, ma tylko pomóc w zrozumieniu i wyobrażeniu tego, co Jezus czyni dla nas. Będąc w tamtym Wieczerniku, także trzeba by było zmierzyć się z obrazem Mistrza obmywającego moje stopy, bo przyszedł On „aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10,17). Tylko bezgraniczna miłość mogła być inspiracją takiego gestu, bo od niewolnika nie oczekiwano nawet rozpinania sandałów, nie mówiąc już o obmywaniu nóg. Ten gest przypomina także, że wszyscy uczniowie Jezusa powinni być przygotowani do takiej miłości, która drogo kosztuje, przychodzi z trudem i może być nawet niezrozumiana (co nie znaczy, że jest bezwarunkowa).
Po Uczcie Jezus udaje się do Getsemani. Tam dokonuje się Jego zmaganie z samym sobą. Bolesne i dramatyczne. Św. Łukasz zapisał: „Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię.” (Łk 22,44). Jego najbliżsi uczniowie spali. I mogło chodzić nie tylko o to, że byli zmęczeni, czy odpoczywali po uczcie. Sen jest przecież także ucieczką przed lękiem, rzeczywistością, która nie da się oswoić. Jezus zachęcał ich do modlitwy, ale ostatecznie został sam.
W ten czwartek nie musi być sam. Możesz z nim być, przynajmniej przez jakiś czas i okazać w ten sposób, że kochasz, że Jego zmaganie, ból i lęk nie były nadaremne.