Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Musimy dorastać do proroczych słów

O pielgrzymce polskiego duchowieństwa do obozu koncentracyjnego w Dachau, niezłomnej wierze uwięzionych kapłanów i konieczności przebaczania w dziele pojednania z aBP. Stanisławem Budzikiem, metropolitą lubelskim, rozmawia ks. Rafał Pastwa.

Ks. Rafał Pastwa: Jakie wrażenia towarzyszą Księdzu Arcybiskupowi po pielgrzymce do Dachau?

Abp Stanisław Budzik: Było to wydarzenie historyczne. Chyba nigdy wcześniej żadna pielgrzymka do tego miejsca nie zgromadziła tak wielkiej liczby kapłanów i biskupów oraz wiernych świeckich z Polski oraz przedstawicieli Polonii niemieckiej. Stanowiło to nawet zaskoczenie (radosne) dla archidiecezji monachijskiej, gdy okazało się, że aż tylu duchownych przyjechało z Polski.

Jak przebiegały uroczystości religijne?

Były dwa punkty centralne uroczystości 70-lecia oswobodzenia obozu. Najpierw Msza św. w przejmującej kaplicy na terenie obozu w Dachau, noszącej chyba jedyne na świecie wezwanie Śmiertelnego Lęku Chrystusa. Następnie modlitwy przeniosły się do historycznej konkatedry w dawnej stolicy biskupów monachijskich we Fryzyndze, niedaleko Monachium i Dachau.

Tę ogromną katedrę zapełniliśmy po brzegi. Główne role podczas Eucharystii w Dachau i w czasie nieszporów we Fryzyndze przypadły przewodniczącym episkopatów Polski i Niemiec. Była to okazja do zadumy i refleksji w miejscu martyrologii polskich kapłanów, nazywanym przez niektórych Golgotą Zachodu.

Pielgrzymka była pomysłem obu episkopatów?

Pomysł wyszedł od episkopatu polskiego i życzliwie został przyjęty przez stronę niemiecką. Wpisuje się on w tradycję pielgrzymek kapłanów, którzy ocaleli 70 lat temu. Jak informują źródła, Niemcy planowali zniszczyć obóz i uśmiercić wszystkich więźniów. Udało się jednak wysłać delegację pracujących na zewnątrz, by skłonili Amerykanów do wcześniejszego wyzwolenia obozu. W ten sposób można było uratować wielu więźniów, także kapłanów, którzy potem pielgrzymowali do Dachau, a przede wszystkim do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, bo to jemu przypisywali swoje uwolnienie. Sanktuarium w Kaliszu stało się miejscem przypominającym corocznie o Dachau.

Czego uczy nas zetknięcie z ziemią byłego obozu koncentracyjnego?

Było to wspólne pochylenie się nad mysterium iniquitatis (tajemnicą nieprawości). Pięknie to sformułował abp Gądecki, podkreślając, że zwyczajnie pielgrzymujemy do miejsc, które upamiętniają świętych lub nadzwyczajne wydarzenia. Tym razem było inaczej. Pielgrzymowaliśmy do miejsca, upamiętniającego tajemnicę ludzkiej nieprawości, ludzkiej zbrodni i grzechu. A jednak była to pielgrzymka, bo jak mówi św. Paweł: „Gdzie wzmógł się grzech, tam obficiej rozlała się łaska”. To była wielka próba dla kapłanów, którzy woleli ofiarować swoje życie, niż zdradzić Chrystusa i ojczyznę.

Lublin to również miejsce bolesnej historii obozu na Majdanku. Dlaczego powinniśmy pielgrzymować do takich miejsc?

Kardynał Reinhard Marx przypomniał, że narody, które zapominają o przeszłości, są skazane na to, aby ją przeżyć ponownie. Jeślibyśmy zapomnieli o tamtych zbrodniach, o tej niepojętej nieprawości, jakiej dopuścił się człowiek, to narażamy się na podobne doświadczenia. Musimy przypominać los tamtych ofiar, aby był przestrogą dla naszego pokolenia. Trzeba budować życie osobiste, społeczne, polityczne, międzynarodowe na wartościach, jakie niesie Dekalog. Te wartości odrzuciły dwa totalitaryzmy XX wieku. Okazało się jeszcze raz, że kto odrzuca Boga, ten nie cofnie się przed zniszczeniem człowieka. Tę prawdę przypominają Dachau, Majdanek, Auschwitz. W każdym przemówieniu i we wszystkich modlitwach była mowa o pojednaniu. Modliliśmy się o to w językach polskim i niemieckim. Kardynał Marx przypomniał we Fryzyndze, że w tym roku będziemy obchodzić 50. rocznicę proroczej wymiany listów między Episkopatami Polski i Niemiec. Kardynał apelował, aby tę historyczną wymianę listów przeżywać wspólnie. Wspomniał również, że z perspektywy 50 lat widać, iż list biskupów polskich był bardziej odważny i dalej idący niż niemiecka odpowiedź, uwarunkowana okolicznościami, które biskupi niemieccy musieli uwzględnić. Słowa „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” były wtedy rewolucyjne.

Czy nadal potrzebujemy pojednania?

Każde kolejne pokolenie musi do tych proroczych słów polskich biskupów dorastać. Trzeba je przekładać na współczesne wyzwania i relacje: rodzinne, społeczne, polityczne, międzynarodowe. Dotyczy to także wspólnoty Kościoła. Głęboko chrześcijańskie podejście, wyrażone w postawie przebaczenia i prośby o przebaczenie, jest sposobem budowania porozumienia i pokoju – umieć wyciągnąć rękę do zgody i uderzyć się we własną pierś. Eucharystia, która jest sercem chrześcijaństwa i streszczeniem zbawczego dzieła Chrystusa, zaczyna się od słów „moja wina”. My natomiast chętniej uderzamy się w cudzą pierś, spychamy winę na innych. Tymczasem nic bardziej chrześcijańskiego, jak przebaczyć i prosić o przebaczenie, nic bardziej ewangelicznego jak miłość nieprzyjaciół.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy