Babcia Mariny Belokonevy-Shiukashvili miała na nazwisko Danilewska i była Polką. Jej dzieci po polsku mówiły słabo, wnuki już nie znały ani słowa. Za to prawnuczka wróciła do korzeni i po polsku mówi tak płynnie, że nikt nie podejrzewa jej gruzińskiego pochodzenia.
Myślę, że każdy Polak o Gruzji słyszał, ale nasza wiedza na temat tego kraju jest bardzo mizerna. Tymczasem na studia do Lublina przyjeżdża stamtąd coraz więcej osób. Dlatego pomysł gruzińskiej Polonii, by pokazać Gruzję w Lublinie, bardzo się nam spodobał – mówi Edyta Karczmarska, dyrektor Chatki Żaka, gdzie odbyły się „Spotkania z Gruzją”. Inicjatorem wszystkiego była Marina Belokoneva-Shiukashvili, która pierwszy raz do Polski, właśnie do Lublina, przyjechała w 2010 roku. – Po polsku nie znałam ani słowa. Wiedziałam tylko, że moja babcia była Polką i miała na nazwisko Danilewska. Nie zachowały się jednak żadne jej dokumenty, a przekazy rodzinne były bardzo skąpe. Wiedzieliśmy, że rodzina babci została zesłana do Rosji, a ona sama, jako młoda dziewczyna, pracowała gdzieś pod Moskwą, gdzie poznała mojego dziadka Rosjanina. Do Polski nigdy nie wróciła, a skomplikowane losy rodzinne rzuciły naszą rodzinę do Gruzji do Tbilisi, gdzie urodziłyśmy się ja i moja córka Irina. To ona zdecydowała się na studia w Polsce, ja przyjechałam za nią – mówi pani Marina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.