Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Wiedział nawet Kreml

Na obrazie Matki Bożej w lubelskiej katedrze 3 lipca 
1949 roku pojawiła się krwawa łza. Wierni uznali to za cud, władza ludowa za próbę obalenia ustroju.

Kiedy wieść o płaczącej Maryi rozeszła się najpierw po Lublinie, a w ciągu kilku dni po całej Polsce, do miasta zaczęły zjeżdżać tłumy pielgrzymów. Każdy chciał pomodlić się w swoich sprawach w tych bardzo wówczas niepewnych czasach. W kulminacyjnym momencie wydarzeń pod katedrą było 20 tys. ludzi, którzy stali w wielogodzinnej kolejce, by wejść do kościoła. Władza ludowa początkowo postanowiła zignorować wydarzenie. Kiedy jednak okazało się, że do Lublina przyjeżdżają ludzie z całej Polski, pokazując, że wdrażane w społeczeństwo przekonanie, że Kościół to ciemnogród i przeżytek nie przynosi rezultatu, podjęto zdecydowane działanie.
– Trzeba pamiętać, że rok 1949 to początek budowy stalinizmu, którego elementem była walka ideologiczna, a Kościół katolicki był jednym z poważniejszych wrogów. To było zderzenie dwóch światów, swoista walka o dusze społeczeństwa. Rząd ogłasza wymagania względem duchowieństwa, mnożą się wystąpienia władz przeciwko Kościołowi z jednej strony, z drugiej biskupi piszą listy duszpasterskie sprzeciwiające się laicyzacji. Społeczeństwo boi się, że nowa władza zacznie zamykać kościoły, że odbierze ludziom własność, rolników umieści w kołchozach, ludzie nie będą mogli sami decydować o sobie – mówi Jacek Wołoszyn z Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie.


Płacz nad Polską


W taką atmosferę strachu i niepewności, jaka towarzyszyła ludziom, wpisało się wydarzenie w katedrze lubelskiej, które wierni odebrali jako przestrogę. Matka Boża płacze nad Polską, nad tym, co się w niej dzieje, nad postanowieniami władz, które tak bardzo negatywnie odnoszą się do Boga i Kościoła. – Ludzie chcą w życiu czegoś pewnego, jakiejś stałości, poczucia bezpieczeństwa. W powojennej Polsce tego nie ma nigdzie indziej poza Kościołem. Ludzie więc chcą zamanifestować swoje przywiązanie do religii. Obecność pod katedrą daje im taką możliwość – podkreśla Jacek Wołoszyn.
Władze zaczyna przerażać to, co dzieje się w Lublinie. Nie można już udawać, że nic się nie stało. – Na pewno podjęcia jakichś zdecydowanych kroków domaga się władza z Warszawy, a być może są też naciski z samej Moskwy. Wiadomo, że ambasador ZSRR w Polsce wysyłał do Moskwy raporty z wydarzeń w Lublinie. Cud lubelski nie był więc małym lokalnym zjawiskiem, skoro wiedziano o nim na Kremlu – podkreślają pracownicy IPN.
Podjęto zdecydowane działanie. Pretekstem jest wypadek, do jakiego dochodzi 13 lipca o świcie przed katedrą. Na placu drzemią ludzie oczekujący na otwarcie drzwi do kościoła. Nagle ktoś krzyczy, że katedra się wali, więc tłum zrywa się na nogi i gwałtownie wycofuje, tratując młodą dziewczynę Helenę Rabczuk. – Świadkowie wydarzeń podkreślają, że w rzeczywistości nic z katedrą się nie stało, choć była obstawiona rusztowaniami, gdyż trwał remont z powodu zniszczeń wojennych. Najprawdopodobniej była to prowokacja przygotowana przez służby bezpieczeństwa, która miała dać pretekst do zatrzymań osób związanych z katedrą i aktywnie propagujących w mieście cud – wyjaśnia Jacek Wołoszyn.


Aresztowani za wiarę


Rzeczywiście od tego momentu zaczynają się masowe aresztowania. Zatrzymani zostają księża pracujący w katedrze, organista i kościelny. Oficjalnie oskarża się ich o to, że sfabrykowali cud, by wyciągnąć od wiernych pieniądze. Do ich procesów jednak w końcu nie dochodzi, gdyż nie da się udowodnić, że krwawa łza została domalowana. Badania obrazu wykazują, że ciecz pod okiem Matki Bożej nie reaguje z żadnym ze znanych wówczas odczynników chemicznych, nie jest to jednak ani krew, ani łzy. Badający substancję naukowcy dochodzą do wniosku, że jest to płyn limfatyczny pochodzący z żywego organizmu, jednak w oficjalnym raporcie zapisują, że nie są w stanie zidentyfikować substancji.
By uspokoić nastroje społeczne i chronić ludzi przed represjami, biskup lubelski Piotr Kałwa wydaje list, w którym pisze, że zjawiska nie można uznać za cud, jednak towarzyszące mu nawrócenia, liczne spowiedzi i powroty do Kościoła osób pozostających z dala są rzeczywiście wyjątkowe. Apeluje też, by zaniechać pielgrzymek do katedry. Ludzie jednak chcą w przestrzeni publicznej zamanifestować swoje przekonania i pokazać władzy, że nie dadzą sobie odebrać ani kościołów, ani religii. Do kulminacyjnego spięcia wierzących z władzą dochodzi 17 lipca, kiedy na placu Litewskim odbywa się wiec rządowy „antycudowy”, a w kościele kapucynów trwa Msza św. Dochodzi do starcia. Do dziś nie zachowały się szczegółowe dane, ile osób zostało zatrzymanych i osadzonych w więzieniu na Zamku Lubelskim w związku z cudem. Wiadomo, że przynajmniej 101 stanęło przed sądem, na pewno jednak przynajmniej kilkaset innych było aresztowanych i represjonowanych przez utratę pracy, niemożność zdania matury czy podjęcia studiów.


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy