Sercańskie Dni Młodych. Śpią pod namiotami, stoją w kolejkach do łazienki, mają problem z ładowaniem komórek, ale nie zamieniliby tego czasu na pobyt w najbardziej luksusowym hotelu. Na początek wakacji do Pliszczyna przyjechało pół tysiąca młodych ludzi.
Byłem z dwuletnim synem sam w domu. Gotowałem wodę na herbatę. Gdy czajnik zagwizdał, wyłączyłem gaz i wyszedłem z kuchni. Sięgałem po jakąś płytę z regału, gdy kątem oka zauważyłem, jak mój synek, stojąc przy kuchence, wyciąga rękę po czajnik. Z mojego gardła wyrwał się przerażający krzyk: „Nie!” i ruszyłem biegiem na ratunek. Zdążyłem, ale moja wyobraźnia podsunęła mi obraz, jak syn chwyta gorący czajnik i zrzuca go sobie na głowę, wylewając na siebie wrzątek. Pomyślałem sobie od razu, że za kilkanaście lat, cały w bliznach, zapyta mnie: „Tato, czemu wtedy nie zdążyłeś mnie uratować?”. To była najgorsza chwila w moim życiu. Tyle razy tłumaczyłem małemu: „Synek, nie wolno zbliżać się do kuchenki, szczególnie jak coś się gotuje lub właśnie gotowało, nie wolno dotykać gorących rzeczy, bo można się poparzyć, najlepiej wcale nie bawić się w kuchni”. I nic. Mimo tysięcy przestróg udzielanych synowi on i tak nie rozumiał. Nie potrafił po prostu przewidzieć konsekwencji pewnych czynów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.