Świdnik dał sygnał do tego, co stało się później na Wybrzeżu. Szkoda, że przeciętny Polak, gdy ma coś powiedzieć o Solidarności i strajkach w 1980 roku, wie tylko o Gdańsku i kopalni "Wujek".
Wszystko jednaka zaczęło się 8 lipca w Świdniku. Jak zwykle ludzie przyszli do pracy, stanęli na swoich stanowiskach dyskutując o podanych dzień wcześniej w telewizji informacjach.
Miała zdrożeć żywność, ale podwyżki, jak zapewniano, nie dotyczą zbiorowego żywienia, czyli też stołówek zakładowych. Kiedy więc zorientowano się, że kotlet schabowy zdrożał z 10,20 na 18,10 zł. robotnicy wpadli w złość, tym bardziej, że od dawna uskarżali się na „podłe żarcie” i ciągłe podwyżki.
Mirosław Kaczan wezwał robotników do strajku na Wydziale W-320. Wystarczyło, że głośno krzyknął - Chłopaki, nie robimy!
Od tego dnia rozpoczęła się fala strajków na Lubelszczyźnie, określana mianem Lubelskiego Lipca. W WSK Świdnik utworzono komitet strajkowy - wśród żądań pojawił się postulat podwyższenia dodatków rodzinnych do poziomu obowiązującego w milicji.
11 lipca podpisano pierwsze w historii PRL porozumienia między strajkującymi robotnikami WSK Świdnik a władzą.
W okresie od 8 do 24 lipca 1980 roku strajki wybuchły w ponad 150 zakładach Lubelszczyzny. W strajkach uczestniczyło ok. 100 tysięcy ludzi.
Skala i bezkrwawa forma robotniczych strajków okupacyjnych prowadzonych w zakładach Lubelszczyzny była całkowitym zaskoczeniem dla władz PRL. W poprzednich protestach ludzie wychodzili na ulice i to powodowało ofiary śmiertelne.
Robotnicy Lubelszczyzny protestowali przeciwko pogarszającym się warunkom życia będącym wynikiem kolejnych podwyżek cen żywności i zawiedzenia społecznych nadziei rozbudowanych PZPR-owską-Gierkowską "propagandą sukcesu". Kulminacją niezadowolenia były sierpniowe bezkrwawe strajki okupacyjne na Wybrzeżu.