Niektóre dzieci cieszą się bardzo, inne nieco mniej. Bez wątpienia każdy jednak odczuwa pewnego rodzaju emocje związane z rozpoczęciem kolejnego etapu życia.
Emocje odczuwają także rodzice. W tym przypadku również pojawiają się emocje skrajne, począwszy od radości, że dziecko po dwumiesięcznej labie w końcu zabierze się do konkretnej roboty, po frustrację spowodowaną koniecznością wydania w związku z tym sporych pieniędzy.
Niestety nowy rok szkolny to poważny drenaż kieszeni większości rodziców. I wcale nie chodzi tu o podręczniki, do których konieczności kupna już większość z nas zdążyła się przyzwyczaić.
Od jakiegoś czasu obserwuję rozwój mody na kupowanie niezbędnych przyborów szkolnych z wizerunkiem różnych dziecięcych i młodzieżowych bohaterów bądź idoli. Początkowo wydawało mi się to nawet fajnym pomysłem, do czasu gdy pierwszy, szkolny dzwonek nie zadzwonił i mojemu dziecku. Okazało się, że tornister z wymarzonym najpopularniejszym w danej chwili bohaterem jest przynajmniej 20 proc. droższy. Podobnie było z piórnikiem, bidonem, śniadaniówką, zeszytem, papierową teczką, ołówkami, temperówką, farbami itp… Na niektóre rzeczy muszę przyznać się skusiłam. Dziś po kilku latach mój syn już nie ma problemu z ołówkiem bez nadruku, ale rodzicom dzieci młodszych szczerze współczuję. Bohaterów znacznie przybyło. związku z tym gusta dzieci ciągle się zmieniają.
Wczoraj podczas zakupów w jednym z popularnych sklepów zaopatrzonych m.in. w przybory szkolne, spotkałam koleżankę. Z nieco zbolałą miną kupowała dla swego 8 – letniego synka tornister. Nie byle jaki, bo z nadrukiem ulubionego klubu piłkarskiego. Dałabym sobie uciąć głowę, że w zeszłym roku ta sama koleżanka dla tego samego syna kupowała tornister z bohaterami filmu Star Wars. Podzieliłam się swymi spostrzeżeniami. Nie zaprzeczyła. Stwierdziła ze spokojem, że synek ze „starłorsów” wyrósł. Nawet ją to cieszy, niestety w związku z tym jednak tornister z zeszłego roku jest już passe. Podobnie piórnik, ten z najwyższej półki, bidon, śniadaniówka itd. Teraz Mateusz interesuje się piłką. Wyposażenie szkolne musi być więc oczywiście związane z piłką. Patrząc jak znajoma płaci niemałe pieniądze za futbolowy zestaw szkolny pomyślałam, że jeśli drużyna jej syna w tym roku spadnie nie daj Boże z piedestału, to w przyszłym roku czekają ją znowu poważne wydatki.
Mówi się, że popyt rodzi podaż. A ja zastanawiam się, czy w tym przypadku nie jest raczej odwrotnie. Gdyby nie było tornistrów czy piórników z coraz to nowszymi, wymyślniejszymi nadrukami, dzieci byłyby w stanie być może przeżyć z jednym i tym samym szkolnym plecakiem nawet dwa lata. A skoro są, to dlaczego by nie mieć co roku czegoś innego, szczególnie, że gusta tak szybko się zmieniają.
Jest jedno małe rozwiązanie. Nieco straszne, ale chyba skuteczne. Zakup tornistra, piórnika, bidonu i śniadaniówki bez nadruku z bohaterem czy idolem. Będzie modny dopóki się nie zniszczy. Tylko jak to wytłumaczyć dziecku?..