Przełom sierpnia i września to czas dożynek, czyli podziękowań za zebrane plony. Obrzęd ten od XV w., był ściśle powiązany z kulturą chrześcijańską. - Zawsze zaczynał się Mszą św. w kościele - mówi dr Halina Stachyra, kustosz dyplomowany Muzeum Wsi Lubelskiej.
Dożynki to przede wszystkim dziękczynienie Bogu, ale wdzięczność wyrażano także szlachcicom, ponieważ to oni byli właścicielami ziemi. - Ten obrzęd wywodzi się z czasów pańszczyźnianych, kiedy ziemia należała do szlachcica, dziedzica, a chłopi pracowali na jego polu i po zakończeniu żniw przekazywali dziedzicowi jego plon w formie wieńca dożynkowego - wyjaśnia dr Stachyra.
Żniwiarze przychodzili więc na dwór swojego gospodarza razem ze żniwiarkami, które niosły wykonane wcześniej z żyta i pszenicy wieńce, a w trakcie pochodu śpiewali tradycyjne pieśni.
Na Lubelszczyźnie znane są dwa sposoby składania wieńca. - Jego tradycyjną formą była
i nadal jest korona, która wieńczyła kilkutygodniowy wysiłek żniwny na polu. My jako muzeum pokazujemy, nawiązując do tradycji miejsca w którym nasze muzeum jest zlokalizowane, te znane ze Sławina, z majątku Kresowskich, gdzie wity był wieniec w kształcie korony na obręczy leszczynowej i przenoszony jak feretron w czasie procesji.
Drugi sposób składania wieńca jest utrwalony na archiwalnej fotografii majątku Guzówka koło Wysokiego, gdzie dwie przodownice nakładają wianuszki, jeden uszyty z pszenicy, drugi z żyta, na głowy właścicieli majątku - wyjaśnia. Oprócz zbóż, w wieńcu znajdowały się także inne owoce ziemi.
- Przyozdabiano tę koronę plonami, które w danym momencie dojrzewały, czyli były to warzywa, owoce, nie tylko uprawiane przez na polu, ale w sadzie. No i oczywiście kwiaty ogrodowe, a także polne – dodaje Stachyra. W wielu wsiach praktykowany był zwyczaj trzymania wieńców aż do ich użycia podczas pierwszego zasiewu.
Po wręczeniu wieńców, gospodarze oraz żniwiarki składali sobie życzenia błogosławieństwa Bożego, a szlachcice obdarowywali dziewczyny pieniędzmi, które najczęściej dzielono pomiędzy wszystkie żniwiarki. Po tej ceremonii nie mogło zabraknąć wspólnej potańcówki na dworze, na którą byli zapraszani żniwiarze, sąsiedzi i cała rodzina. Czasami takie uczty zwane zażynkami odbywały się w karczmie. Pierwszy taniec ziemianin miał obowiązek zatańczyć z przodownicą. Nierzadko jedynym instrumentami podczas takiej zabawy były skrzypce i basetla (instrument podobny do wiolonczeli).
Oprócz dworskiego Święta Plonów, istniały też tzw. chłopskie dożynki, które odbywały się na polu. - Pozostawiona garść zboża, tzw. ostatnia garść, była wiązana u góry powrózkiem, który nadawał niezżętym kłosom kształt korony. Pole, na którym te kłosy wyrastały, plewiono, aby w przyszłym roku nie było na nim chwastów. Przyozdabiano kwiatkami polnymi, ziołami - a gospodarza przewracano na ściernisko, chwytano za ręce i nogi, i przeciągano po tym ściernisku dookoła tej ostatniej garści. Obrzęd ten nazywano różnie, najczęściej „oborywaniem kozy”. Wszystko kończyło się poczęstunkiem na polu - opisuje dr Stachyra.
Od parafialnych, przez gminne aż po wojewódzkie... Dzisiaj, okazji do świętowania końca żniw jest mnóstwo i choć na dożynkach króluje muzyka współczesna, organizatorzy starają się dbać o kultywowanie tradycji. Nigdy nie brakuje Mszy św. dziękczynnej, wieńców czy muzyki ludowej. Czasem znajdzie się nawet miejsce na "oborywanie kozy".