- Nie chodziłem do szkoły. Potem przyszło pismo z sądu. Dostałem też kuratora. Gdy zobaczyłem skierowanie do ośrodka wychowawczego, nie chciałem tam iść, ukrywałem się przed policją kilka miesięcy. Nikt z bliskich nie wiedział, gdzie wtedy byłem - opowiada Mikołaj.
Każdy potrzebuje ciepła i akceptacji ks. Rafał Pastwa /Foto Gość W ośrodku wychowawczym w Rejowcu od roku mieszka również Paulina. Ma 16 lat i pochodzi z województwa podkarpackiego. – Nie chodziłam do szkoły, bo koleżanki wagarowały, a ja byłam bardzo wpływowa i uległa. Rodzice się dowiedzieli od nauczycieli. Stracili do mnie zaufanie, tym bardziej, że rodzeństwo zachowywało się poprawnie – opowiada Paulina.
Do końca nie wierzyła, że trafi do ośrodka wychowawczego, bała się przekroczyć mury instytucji, której nie znała. Rzeczywistość jednak okazała się dużo łatwiejsza niż w jej wyobrażeniu.
– W naszym ośrodku wychowawczym znajduje się młodzież na mocy postanowienia sądu – wyjaśnia Monika Tofil, dyrektor Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rejowcu. Niektórzy podopieczni trafili tu z domów dziecka, są też dzieci z rodzin niepełnych, ale i pełnych, a w dodatku bardzo dobrze sytuowanych.
– Pierwszym podstawowym błędem naszych podopiecznych było to, że nie chodzili do szkoły, a wiadomo, że jest obowiązek szkolny. Rodzice nie byli w stanie wyegzekwować zmiany zachowania swoich dzieci, pojawiły się w niektórych przypadkach dodatkowo drobne wykroczenia albo złamanie prawa. Gdy nawet nadzór kuratora jest niewystarczający to taki młody człowiek trafia do ośrodka wychowawczego, bo tu jest możliwość ukończenia szkoły. Zdarza się również, że trafia do nas młodzież uzależniona lub po uzależnieniach. Dlatego mamy odpowiednią kadrę w postaci psychologa, pedagoga i terapeuty – wyjaśnia.
Znajomi pani Sylwii, pytają czy się nie boi pracować w ośrodku. Niestety w społeczeństwie utrwalił się stereotyp, że ośrodek wychowawczy to miejsce, które należy omijać szerokim łukiem. Ponadto nieznajomość tematu przyczynia się w niektórych środowiskach do utrwalania niepotrzebnych postaw lęku czy nieufności wobec ośrodka w Rejowcu. Należy dodać, że dużą krzywdę podopiecznym, kadrze wychowawców i dyrekcji - niejednokrotnie uczynili niekompetentni lokalni dziennikarze, określając miejsce mianem poprawczaka.
Zdaniem Moniki Tofil niektóre przepisy administracyjne i prawne są jednak wadliwe i mało praktyczne w tej materii. – Jeżeli podopieczny kończy 18 lat to musi opuścić ośrodek. Trzeba się zastanowić dokąd wracają ci młodzi ludzie. Często jest to dokładnie to samo środowisko, w którym wpadli w kłopoty. Jeżeli nie ma dalej współpracy z rodziną, troski ze strony najbliższych - to cały trud wychowawczy może pójść na marne – konkluduje pani dyrektor.