Pani prokurator Beata Syk-Jankowska jest rozpoznawana w całym kraju, a nawet za granicą, tylko dlatego, że jako rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie informuje o sprawie morderstwa w Rakowiskach. Ale niektórym mediom nie wystarcza już to, co powie pani prokurator.
Stacje telewizyjne transmitują wydarzenia z sali sądowej na żywo. Brakuje miejsc dla publiczności, która chętnie bierze udział w kolejnych rozprawach. Wszystko dlatego, że proces na podstawie aktu oskarżenia przeciw Kamilowi N. i Zuzannie M. jest jawny.
- Co do zasady proces przed sadem jest jawny. Przed prokuratorem natomiast jest w dużej mierze niejawny dla otoczenia ze względu na tajemnicę śledztwa - mówi prokurator Beata Syk-Jankowska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
- Sąd może wyłączyć proces z jawności i wtedy dziennikarzy, ani publiczności na sali rozpraw nie będzie. Nie może być jednak sytuacji, że będzie to proces tajny. W okresie głębokiego komunizmu bywało tak, że jednego dnia stawiano akt oskarżenia, drugiego przeprowadzano proces i następnego dnia wykonywano wyrok. Trzy dni i człowiek nie żył - wyjaśnia.
Sprawa zabójstwa kwalifikowanego w Rakowiskach wzbudza niesamowite emocje. Społeczeństwo jest informowane na bieżąco o procesie. Ciekawość ludzka wydaje się być niezaspokojona.
- Ta sprawa od początku wzbudza ogromne emocje. Wydaje mi się, że zadecydował o tym jej charakter. Jestem od ośmiu lat rzecznikiem prasowym jednej z największych prokuratur w Polsce, a nie miałam nigdy wcześniej do czynienia ze sprawą o takim poziomie zainteresowania mediów - tłumaczy Syk-Jankowska.
- Zdarzały się zbrodnie okrutniejsze niż ta w Rakowiskach, ale tu o zainteresowaniu zadecydowały podmioty: syn zabija swoich rodziców, pojawia się przy nim dodatkowo jego dziewczyna. Mamy do czynienia z tzw. środowiskiem niepatologicznym. Powiedzmy sobie szczerze, że bardzo wiele zabójstw dokonuje się w sferach patologicznych i pod wpływem alkoholu czy narkotyków. I takie sprawy nie wzbudzają żadnego zainteresowania mediów, ale to żadnego. Nawet jak jest skierowany akt oskarżenia, to nikt nie chce się pochylić nad zabójstwem dokonanym w trakcie burdy pijackiej. Natomiast w sprawie dotyczącej zabójstwa w Rakowiskach jest ogromne poruszenie, bo zdarzyło się to w normalnej rodzinie, wykształconej, której żyło się dostatnio - analizuje pani prokurator.
Wydaje się niestety, że to same media podkręcają atmosferę. Pani rzecznik informuje tylko o wątkach istotnych z punktu widzenia prokuratora prowadzącego, a media szukają własnych kanałów informacji.
- Ja w tej sprawie od początku kierowałam się zasadą ujawniania jak najmniejszej liczby szczegółów. Co do faktu nie mogę nie udzielić odpowiedzi, bo do tego zobowiązują mnie przepisy prawa. Obywatel ma prawo wiedzieć, co się dzieje w jego kraju i co robią organa ścigania. Natomiast zakres informacji na etapie śledztwa zależy od prokuratora prowadzącego, który przekazuje mi, co mogę powiedzieć - mówi B. Syk-Jankowska.
- W tej sprawie zarówno prokurator prowadzący jak i ja, nie widzieliśmy potrzeby epatowania tym całym okrucieństwem i ogromem zła. Ale media ciągle się tym zajmują, ponieważ docierają do anonimowych policjantów, anonimowych informatorów, świadków i innych osób. Rekonstrukcja tych dramatycznych wydarzeń nie wyszła z prokuratury, ale z mediów. Świadkowie stali się kimś w rodzaju aktorów. Na sali rozpraw publiczność dobrze wygląda, jest przygotowana na zetknięcie z kamerą i obiektywami fotoreporterów - podkreśla pani rzecznik.
Wielką popularnością cieszą się wśród widzów seriale kryminalne. Sprawy dotyczące śledztw w sprawie o różne zabójstwa śledzi coraz większa liczba Polaków. W Europie coraz większą popularnością cieszą się seriale produkcji szwedzkiej i duńskiej. Ale chętnie ogląda się tu również produkcje amerykańskie.
Jednak rzeczywistość w Polsce wygląda inaczej niż na filmach. - W naszym kraju, zabójcami są najczęściej osoby najbliższe ofierze. Nie spotkałam się ze sprawą, gdzie zbrodni dokonuje płatny, psychopatyczny morderca. Zbrodnie dokonują się w kręgu rodziny bądź przyjaciół - wyjaśnia prokurator.
- Moim zdaniem na to, że ktoś się dopuszcza okropnej zbrodni wpływa wiele czynników. Nie można mówić, że to wina gier komputerowych, lektur czy seriali. W tym najgłośniejszym w Polsce przypadku stwierdzono, że Zuzanna M. jak i Kamil N. byli badani psychiatrycznie. Z punktu widzenia psychiatrycznego te osoby są zdrowe. Było to połączone z obserwacją. W przypadku Zuzanny M. były kwestie zaburzeń związane z osobowością narcystyczną i dyssocjalną, natomiast w przypadku Kamila N. nie było osobowości zależnej, co kreowały media - tłumaczy pani rzecznik.
- Nic nie pozwala wytłumaczyć zbrodni. Tego się nie da wytłumaczyć. Gdyby się dało, to z nami byłoby coś nie tak. Przy systemie wartości, jakie wyznaję i zasadach społecznych, nie jestem w stanie tego zrozumieć i wytłumaczyć. O tej sprawie wiedzą wszyscy. Nie chodzi tu o sam czyn, o brutalność, ale o odpowiedź: dlaczego? - dodaje.
- Nie chcę dawać rad czy powinno się śledzić przekaz medialny na ten temat. Wiem, że od zawsze było zainteresowanie złymi informacjami. Kiedyś odbywało się to inna drogą. Jednak moralne zasady, którymi się kierujemy, powinny nam pomóc odróżnić dobro od zła. Gdy wracam do domu, staram się nie myśleć o tym wszystkim. Nie mogę tej sprawy traktować osobiście. Nie oznacza to braku empatii z mojej strony. To jest moja praca, ale nie mogę się angażować osobiście, bo byłoby to dla mnie destrukcyjne. Ilość okropnych rzeczy, które widzę, które czytam i analizuję jest tak duża, że gdybym tymi kwestiami żyła, byłoby to ze szkodą dla mojej psychiki. Jednak są sprawy, które, mimo mojego dwudziestoletniego doświadczenia, nie dają mi spokojnie spać. Po przeczytaniu protokołu wyjaśnień podejrzanych w sprawie zabójstwa w Rakowiskach byłam poruszona. Poruszona ich sposobem zachowania, sposobem myślenia. Podczas jednej z konferencji prasowych miałam poczucie, że załamuje mi się głos. Oprócz tego, że wykonuję zawód prokuratora, jestem człowiekiem - konkluduje B. Syk-Jankowska.
Obszerny wywiad z prokurator Beatą Syk-Jankowską, rzeczniczką prasową Prokuratury Okręgowej w Lublinie, ukaże się w kolejnym wydaniu Lubelskiego „Gościa Niedzielnego”.