Pierwsze dni listopada mogą stać się dla wielu osób momentem refleksji nad życiem i śmiercią. Choć dzisiaj nawet na cmentarzach na wsiach i w małych miasteczkach nie ma ciszy jak dawniej.
Zamiast denerwować się na to, że trzeba stać w korkach, że chodnikami i ulicami „płynie” rzesza ludzi, pomyślmy o cmentarzu jako miejscu pochówku wielu wspaniałych osób, naszych bliskich i przyjaciół, tych, których znaliśmy, i tych, których poznać nie mogliśmy.
Choć może być trudno o skupienie pośród tłumu ludzi, to doceńmy choćby fakt, że możemy być przy grobie bliskiej osoby. To moment ważny. Nie powinniśmy się też wstydzić łez, żalu czy odmawianego pacierza.
Wiele osób przyjdzie do kościołów i na cmentarze, by uczestniczyć we Mszach św. Wiadomo, że w te dni także księża mają pełne ręce roboty, a przecież wielu z nich myślami jest przy swoich bliskich zmarłych. Część zapewne odwiedzi rodzinne cmentarze, o ile obowiązki na to pozwolą. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o homilie i kazania, jakie usłyszą wierni w pierwszych dniach listopada.
Coraz głośniej podnoszone są głosy, że oto popularna kultura zachodnia z tradycją obchodzenia Halloween przenika również do Polski. Pytanie: co stanowi przeciwwagę dla upowszechniania tej kultury?
Ksiądz, który ma przed sobą tak potężne grono słuchaczy (w czasie homilii), musi to wykorzystać. Ale nie do mówienia o tym, że Halloween jest bez sensu albo że zabawa w stylu amerykańskim czy irlandzkim związana z bieganiem z wydrążoną dynią i okrzykami w stylu „cukierek albo psikus” źle wpłynie na sen dzieci.
Ksiądz powinien mówić o sacrum śmierci, o jej sensie w zetknięciu ze zmartwychwstaniem Chrystusa, o tym, że normalne jest to, iż towarzyszy nam ból po stracie bliskich. I o tym, że nie powinniśmy się wstydzić łez i smutku. Wreszcie o świętości, którą osiąga się przez rzeczy prozaiczne, codziennie.
Dlaczego się nie obawiam Halloween? Bo w naszej kulturze nie ma miejsca na tego typu „oswajanie” śmierci. Chyba, że nasze świętowanie uroczystości Wszystkich Świętych i obchody dnia zadusznego zostaną wypłukane z ich głównego znaczenia. Wtedy rzeczywiście pozostanie wyłącznie ozdabianie grobów i zapalanie świec. Nic więcej.
Mam przekonanie, że dopóki mówimy o Chrystusie, o powadze śmierci i pięknie życia ludzkiego, o tym, że Bóg szuka dobra nawet na samym dnie serca grzesznika po to, by go zbawić, dopóty nie powinniśmy się martwić.
A z dyni można zrobić pyszną zupę. Bo dynia służy do jedzenia. Polecam też suszone pestki z dyni, są smaczne i zdrowe.