Był rok 1918. Zaczęła się wolna Polska, gdy bp Leon Fulman objął diecezję lubelską. Zwrócił się do wiernych słowami: "Drżę cały na samą myśl, azali sprostam wielkiemu zadaniu, jakie Kościół i Ojczyzna na mnie w tym czasie wkładają. Są mi tylko pocieszeniem słowa św. Piotra »wszytko mogę w Tym, który mnie umacnia«”.
Zbliżało się Boże Narodzenie 1945 roku. Lublin zniszczony wojną szykował się do pierwszych świąt w – jak się jeszcze wtedy wydawało – wolnej Polsce. Jednak w pałacu biskupim świąteczną zadumę przerywało czuwanie przy umierającym biskupie Marianie Fulmanie. Był wtorek 18 grudnia. Przy chorym, który od kilku dni to tracił przytomność, to ją odzyskiwał, czuwali kapłani, siostry zakonne i wierne pielęgniarki – bratanica dr Ewa Fulman Sterligowa oraz pani Leokadia Chałupska. W południe odmówiono „Anioł Pański”. Krótko potem biskup zmarł. Dziś jego imię nosi jedna z lubelskich ulic.
W rocznicę śmierci Mszę św. w intencji bp Fulmana odprawi w lubelskiej katedrze abp Stanisław Budzik.
Bp Fulman swoją pracę zaczyna od tego, by poznać swoich księży i być jak najbliżej ludzi. „Najpilniejszym zadaniem mojem będzie takie zorganizowanie pracy kapłańskiej i życia religijnego wśród wiernych i to w każdej dziedzinie, aby wszystko było odnowione w Chrystusie” – pisze biskup. Tłumaczy też, jak widzi rolę swoich kapłanów: „kapłan jest na to, aby niszczył królestwo grzechu, a budował królestwo cnoty, sprzeciwiał się nieprawości i złości świata i grzeszników nawracał, i utwierdzał sprawiedliwych. Nie ma na świecie świętszego dla kapłana obowiązku nad to jego bezpośrednie powołanie. Wszelkie prace inne, polityczne czy społeczne, czy nawet naukowe, muszą być podporządkowywane zadaniu czysto kapłańskiemu. Kapłani muszą być czyści, pełni zaparcia, nieustraszeni i nieugięci w wykonywaniu apostolstwa Chrystusa. Zwłaszcza w obecnych czasach wróg sprawy Bożej rozpala walkę piekielną przeciw Kościołowi i sługom jego i wiernym jego. Będziemy uciskani, prześladowani i szkalowani”. Aby być bliżej swoich księży i wiernych, zarządza, by wydawać „Wiadomości Diecezjalne”, które wychodzą do dnia dzisiejszego.
W odrodzonej Polsce dużo pracy duszpasterskiej jest do zrobienia. W Lublinie powstaje Katolicki Uniwersytet Lubelski, którego biskup zostaje Wielkim Kanclerzem. Na sercu leży mu także wychowanie dzieci i młodzieży. To on jest inicjatorem powstania dzisiejszego „biskupiaka”, czyli szkoły kształcącej młodzież w duchu katolickim.
W 1934 roku zorganizował pierwszy Kongres Eucharystyczny, a w 1939 roku afiliował lubelskie Seminarium Duchowne do Wydziału Teologii KUL. Dbał też o właściwy poziom kaznodziejstwa. „Jeśli słuchacze nie słuchają pilnie, to jest wina kaznodziei, że się o to nie stara” – pisał do księży. Dzięki zabiegom biskupa w diecezji lubelskiej wybudowano ponad 40 kościołów, erygowanych zostało 7 dekanatów, 86 parafii. – Ludzie do kościoła muszą mieć blisko, a ksiądz pobożny i gorliwy ułatwi im wszelkie ćwiczenia religijne przez punktualne zasiadanie w konfesjonale, punktualne odprawianie Mszy w porze dla wiernych dogodnej – zwracał się do księży.
Jego pracę przerwał wybuch wojny. Gestapo wkroczyło do pałacu biskupiego, aresztując biskupów i kilku księży. Po przesłuchaniach skazano ich na śmierć, nieinformując o wydanym wyroku. Najpierw przewieziono ich do Berlina, a stamtąd do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu.
Tam strażnik odebrał im wszystkie rzeczy osobiste. Ostrzyżono ich i zaprowadzono do łaźni. Potem w pośpiechu kazano ubrać pasiaki. Na rosłą postać księdza biskupa nie dało się dobrać odpowiedniego ubrania. W za małych rzeczach wyglądał żałośnie. Biskupów oddzielono od księży, zamykając ich w celach więziennego bunkra.
Bp Fulman otrzymał celę nr 13. Życie więzienne biskupów było ciężkie, może nawet gorsze od życia innych więźniów. Bici, izolowani, wyśmiewani, bez możliwości kontaktu z kimkolwiek.
W lutym 1940 roku Stolica Apostolska uzyskała zwolnienie dla bp. Fulmana, który mógł wrócić do Polski, na zesłanie do Nowego Sącza. Tam spędził 5 lat. Na szczęście pozwolono mu zatrzymać się na plebanii kolegiackiej parafii. Stamtąd starał się wspierać swoją diecezję i księży. W lutym 1945 roku biskup mógł wrócić do Lublina. Mimo wieku i złamanego zdrowia zabrał się za odbudowywanie zniszczonej diecezji. Jednak przeżycia wojenne nie pozwoliły mu długo cieszyć się wolnością. Zmarł 18 grudnia 1945 roku.
Przeczytaj także: Mała rewolucja biskupa