Podczas głównej rozmowy na zgrupowaniu Miss Polski 2015 przepadła z kretesem - bo powiedziała, że śpiewa w zespole kościelnym. Wiele osób jej doradzało: nie przyznawaj się do wiary - to może zajmiesz dobre miejsce.
Podczas konkursu na największą piękność w kraju jej związek z Bogiem i wiarą okazał się przeszkodą nie do pokonania. Nie chciano z nią rozmawiać, dostawała najgorsze ubrania i ustawiano ją zawsze z tyłu. Nie wywołało to u niej żalu, ale mnóstwo pytań, także o kondycję młodego pokolenia katolików. – Całe szczęście, że podczas zgrupowania konkursowego dostałam za współlokatorkę dziewczynę, która również była wierząca. Inaczej chyba bym tego nie przetrwała – opowiada Angelika Majewska z Lublina, finalistka ostatniego konkursu Miss Polska.
Dwa lata temu zgłosiła się na casting w konkursie regionalnym w Lublinie. Zajęła drugie miejsce, które gwarantowało jej udział w eliminacjach, potem w konkursie Miss Polonia. Finał ostatecznie ze względów organizacyjnych się nie odbył. – W tym czasie bardzo się zmieniłam, także moje życie religijne uległo znacznej przemianie. Nagle, po ponad roku, dostałam telefon z zaproszeniem na zgrupowanie do konkursu… Miss Polski. Miałam dylemat czy się zgodzić, bo odbiega on nieco zasadami od konkursu Miss Polonia. Postanowiłam jednak dokończyć to, co zaczęłam. Pomyślałam, że mam być może misję do spełnienia – opowiada.
- Telewidzowie myślą, że decyzję o kolejności zajętych miejsc przez uczestniczki konkursu podejmuje jury obecne na gali. Tymczasem wszystko jest jasne dużo wcześniej – opowiada. Odbywają się tzw. preeliminacje, takie swoiste przesłuchanie kandydatek. Muszą powiedzieć, czym się zajmują, skąd pochodzą, jakie mają zainteresowania i plany na przyszłość. – Zadano mi pytanie: dlaczego powinnam zostać miss? Odpowiedziałam, że dla mnie byłaby to misja do spełnienia, a nie ścieżka robienia kariery, że chciałabym pokazać, iż dziewczyna z jasnymi zasadami może być wzorem dla młodych dziewczyn. Rozmowa nie trwała zbyt długo – wyjaśnia.
A zgrupowanie trwało dalej. Uczestniczki ćwiczyły układ kroków, schemat poruszania się na scenie, miały dużą ilość przymiarek, spotkań z krawcami, stylistami i fotografami. – Dostawałam najgorsze ubrania, byłam ustawiana zawsze w ostatnich rzędach. Tego widz nie wychwyci, ale my to widziałyśmy – niektóre dziewczyny są promowane, a niektóre wręcz przeciwnie. To doświadczenie pokazało mi, jak funkcjonuje świat iluzoryczny, bo jest on w rzeczywistości nieprawdziwy – podkreśla.
Podczas preeliminacji opowiedziała o swoich studiach, o tym, że śpiewa w zespole „Razem za Jezusem”, że udziela się w kościele. – Ze zdziwieniem patrzyli na mnie. To jest jakiś poważny błąd, że pozwoliliśmy się jako katolicy zepchnąć do parteru. Jeżeli jesteś katoliczką, to traktowane jest to jako ujma albo wada. Nie tylko przez jury, ale również przez pozostałe uczestniczki – analizuje. Angelika wspomina również o tym, że zanim wyjechała na zgrupowanie konkursowe, niektóre osoby z grona bliskich znajomych, a nawet księża, odradzali jej przyznawanie się do związku z wiarą przed jury i otoczeniem, że to jej utrudni konkurs. – Nie zgodziłam się na te sugestie, bo uważam, że nie mam powodu do wstydu lub ukrywania swojej tożsamości. Nie czuję się w żaden sposób gorsza. Uważam, że katolicy nie powinni się nieustannie chować i bronić, ale tworzyć dominujący nurt w kulturze – podsumowuje.