Kard. Christoph Schönborn udzielił głośnego wywiadu słowackiemu tygodnikowi „Týždeń”, który został przedrukowany w jednym z dzienników w Polsce, dzięki tłumaczeniu o. Tomasza Dostatniego OP.
Austriacki kardynał odnosi się w rozmowie do sytuacji związanej z kryzysem uchodźców w Europie. Szczególnie mocno wypowiada się o postawie krajów Europy Środkowej, które nie są entuzjastycznie nastawione wobec przyjmowania uchodźców.
Papież Franciszek stale potrzebuje swoich mądrych interpretatorów. Także w Polsce. Ostatnio opublikowany wywiad z kard. Christophem Schönbornem, arcybiskupem Wiednia i dominikaninem, jest tego najlepszym przykładem. Gdy papież mówi o potrzebie przyjmowania uchodźców, którzy utracili dom i całe mienie, często także najbliższych, to zbyt często słychać głosy uzasadniające z perspektywy chrześcijańskiej, że my musimy się przed nimi bronić. Kardynał Schönborn mówi: „To straszne, że argumentem przeciwko uchodźcom ma być nasze chrześcijaństwo, to, że nie chcemy być islamizowani... To skandal, a odwoływanie się do chrześcijańskich wartości jest śmieszne. Przepraszam, ale muszę to twardo powiedzieć, mimo wielkiego uznania dla Polski, mimo wdzięczności za upadek sowieckiego reżimu, do którego przyczynił się Jan Paweł II. Wspominam z czcią ofiary węgierskiego powstania, Praskiej Wiosny, roku 1981 w Polsce. Podziwiam wasz heroizm walki o wolność i ludzką godność. Ale to wszystko zostało zapomniane. Co się stało? Co się z wami stało?”.
Warto te słowa usłyszeć i może na początku Wielkiego Postu zrobić sobie rachunek sumienia – jeśli chodzi o wypowiadane zdania co do wezwania papieża Franciszka w sprawie uchodźców.
Austriacki kardynał chodzi na dworzec kolejowy i spotyka się z wysiadającymi z pociągów tułaczami i słyszy od muzułmanów: „Jesteście chrześcijanami, bo potrafiliście pomóc”. I sam komentuje: „Nie wierzymy, że nasze chrześcijaństwo jest jeszcze atrakcyjne – a przecież właśnie mamy wielką okazję pokazać innym nasze zasady”.
Znam kard. Schönborna, mogliśmy w Czechach się spotykać wiele razy. Znam historię jego życia jako uchodźcy, dlatego dobrze rozumiem, co chce powiedzieć, gdy mówi: „Miałem dziewięć miesięcy, gdy musieliśmy uciekać z Czechosłowacji. Wyrastałem w świadomości, że jesteśmy uchodźcami. Mama często opowiadała o wypędzeniu niemieckich obywateli po II wojnie światowej. Pierwsze mieszkanie dostaliśmy, gdy miałem sześć lat, wcześniej stale żyliśmy jako wypędzeni, raz tu, raz tam... Miałem 11 lat, gdy podczas powstania 1956 r. dotarli do nas, do Austrii, Węgrzy. Wszędzie wokół byli uciekinierzy, tysiące ludzi. Niektórzy krewni szli nad rzekę pomagać im przekroczyć granicę. W naszym małym miasteczku otworzyliśmy dla nich salę gimnastyczną, plebanię, każde możliwe miejsce. Musimy pomóc – to było oczywiste”.
„Potem był rok 1968 i znowu tysiące uciekinierów z Czechosłowacji. Później stan wojenny w Polsce, rok 1981, i kolejne tysiące ludzi. W roku 1991 przyszli uchodźcy z Jugosławii, też tysiące...”.
To słowa, emocjonalne i proste - tak, jakbym słyszał papieża Franciszka, gdy mówi o Lampedusie. Czy też wspominanego w tych dniach zmarłego 5 lat temu arcybiskupa Życińskiego. Dlatego słuchajmy takich świadków jak kard. Schönborn, bo on ma nam coś ważnego do przekazania. Proste przesłanie: „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie...”.