Od kilku dni w Lublinie funkcjonuje kolejny fitness club czynny całą dobę. Dlaczego w czasach, gdy wszechobecna technika tak wiele za nas robi, my nie mam czasu, by przez godzinę poćwiczyć o ludzkiej porze?
Zaczynamy powoli przyzwyczajać się, że coraz więcej instytucji jest dla nas dostępne 24 godziny na dobę. Sklepy otwarte 7 dni w tygodniu non stop już nikogo nie dziwią, przestają dziwić całodobowe usługi fryzjerskie, przedszkola gotowe opiekować się dziećmi całą dobę i miejsca, gdzie można przez całą dobę spalać kalorie.
Ich dostępność nie wynika tylko i wyłącznie z chęci bycia konkurencyjnym. Nasze zapotrzebowanie na usługi całodobowe rośnie w przerażającym tempie. Także w wydawałoby się spokojnym mieście Lublinie.
Całodobowe fitness cluby były mi obce, dopóki jeden z moich znajomych nie oznajmił z radością, że w końcu w okolicy jego osiedla takowy klub się otwiera. Zaczęło go męczyć nocne przemierzanie miasta, by jak mówi, aktywnie odpocząć po pracy. Pracuje niestety długo, bo choć obowiązuje go normalny 40 godz. czas pracy, w jego firmie nikt nie wychodzi po 8 godzinach. Więc i on nie wychodzi. A jak już wyjdzie to w domu czekają na niego dzieci, którym musi przecież te 15 minut poświęcić. Zawsze jest też kilka spraw do załatwienia. Nie ma czasu ćwiczyć wcześniej, a chce. Więc z myślą o nim i jemu podobnym kolegom i koleżankom, powstało kolejne miejsce, w którym każdy o której chce godzinie, może zregenerować swoje ciało i umysł.
Fajnie, że każdy może ćwiczyć kiedy chce. Są zapewne miłośnicy wyciskania sztangi o północy, czy cyclingu przed 5 rano. Chodzi o to, by te godziny nie były dla tych, którzy aktywność cenią ponad wszystko, jedyną możliwością jej realizowania.
Możemy próbować zatrzymać wskazówki zegarka, ale raczej nic nam to nie da. Możemy jednak pokusić się o osobiste zatrzymanie się w czasie. Być może okaże się nagle, że kilka a nawet kilkanaście godzin w tygodniu przecieka nam przez palce. I nie są to godziny przeznaczone na sen.