Całkowita cisza, bezkres przestrzeni wokół ciebie. Tam to nie sztuka się modlić, tam jest tak, jakbyś łapała Przedwiecznego za stopy. Nic dziwnego, że wszyscy tam dydali, jak mieli jakiś problem! Tam Boga po prostu CZUĆ.
Czasem czujemy w miejscu naszej, kiedyś żywej, wiary jakiś zatęchły kapeć. Niby się modlimy, niby chodzimy do kościoła, a jednak czegoś nam wciąż brak, czegoś nadal nie rozumiemy. Chcielibyśmy ową wiarę odświeżyć. Spektakularnym, ale chyba niezawodnym sposobem na to jest pielgrzymka do Ziemi Świętej – „podróż życia”, jak ją nazywają niektórzy jej uczestnicy, z którymi rozmawiałam na ten temat. Dlaczego warto to miejsce odwiedzić? Co zwykły, nieznający teologii człowiek wyniesie z takiej wycieczki praktycznie?
Po pierwsze – czy chcesz, czy nie chcesz, to cię zmieni. Zmieni się patrzenie na Jezusa jako Człowieka. W Izraelu nawet pogoda będzie sprzymierzeńcem twojej wiary, po prostu przez jakiś czas będziesz żył w bardzo podobnych warunkach, jak kiedyś On. Spłyniesz potem, oblepisz się pyłem, zmęczysz, wchodząc pod kolejną górkę... Dzięki odczuciu pewnych rzeczy na własnej skórze, zrozumiesz dużo więcej z na pierwszy rzut oka dwuwymiarowych wersetów Pisma Świętego. W pewnym sensie i historycznie, i kulturowo wzbogacisz swoją wiarę. Co więcej, ten efekt utrzyma się w tobie na wiele lat. Nie raz, nie dwa, kiedy usłyszysz z kościelnej ambony sucho brzmiące: „Jezus udał się do Kany Galilejskiej”, natychmiast w twojej głowie pojawi się dokładny obraz tego miejsca, dźwięki, zapachy, pogoda...
Po drugie – Bóg przemawia do każdego inaczej. I do ciebie też przemówi, i to w zupełnie nieoczekiwanym miejscu i w totalnie zaskakujący sposób. To jest jedna z wielu ciekawostek pielgrzymowania do Ziemi Świętej – każda z osób, z którą rozmawiałam, wskazywała inne miejsce i inne wydarzenie jako najbardziej dotykające, poruszające. Pierwsze – Ściana Płaczu. Nazywają to „dotknięciem Absolutu”. Żydzi, katolicy, protestanci, wszyscy ramię w ramię przyciskają czoła do muru. Ciche, gładkie, skropione pokoleniami łez mury wchłaniają kolejne modlitwy. Inne miejsce? Zupełnie zaskakujące – Kafarnaum. Biała bazylika góruje nad gromadą niewielkich, czarnych, bazaltowych chat. Wiele miejsc w Ziemi Świętej jest mocno umownych, niepewnych – tu może był Jezus, tędy może szedł, a może kilka kilometrów dalej... To nie. O tej świątyni wiadomo, że to ta. Wchodzisz po wysokich schodach, głaszczesz dłonią biały marmur. Może On tak kiedyś robił, kiedy tędy szedł? Albo takie Jezioro Genezaret. Pielgrzymi wypłynęli na środek i śpiewali po polsku: „Pan kiedyś stanął nad brzegiem”. Nad TYM brzegiem. A skoro już jesteśmy przy miejscach niezapomnianych, to...
Po trzecie – Pustynia Judzka. Inna niż wszystkie. Mieli tam chwilkę na samotną modlitwę. Mówią, że niesamowite. Ale nie umieli mi wytłumaczyć, cóż niezwykłego tam znaleźli, poza tym, że zamiast piasku, wszędzie kamienie. Co w tym miejscu wyjątkowego, że tak wielu bohaterów Biblii, na czele z Bożym Synem, odwiedzali to miejsce? W końcu spojrzeli na mnie ze zniecierpliwieniem i usłyszałam: „Całkowita cisza, bezkres przestrzeni wokół ciebie. Tam to nie sztuka się modlić, tam jest tak, jakbyś łapała Przedwiecznego za stopy. Nic dziwnego, że wszyscy tam dydali, jak mieli jakiś problem! Tam Boga po prostu CZUĆ”.
Po czwarte – konieczność odwiedzenia „świętych miejsc”. Muzułmanie mają obowiązek odbycia pielgrzymki do Mekki przynajmniej raz w życiu. Tak, wiem, zaraz podniesie się wrzawa na temat finansów. Tutaj jednak ciekawy jest przykład księdza przewodnika, o którym pielgrzymi mi opowiedzieli. Czuł zew, nie rozumiał, dlaczego. Aby udać się na swoją pierwszą podróż do Ziemi Świętej, wziął kredyt z poręczeniem dwóch żyrantów. I spłacił. A potem tam wrócił. I wraca do dziś. Ci, którzy tam byli, podczas rozmowy wciąż mówią o tym, by tam pojechać jeszcze raz. Coś w tej Ziemi Świętej jest, coś odsłania ona przed chrześcijanami. Może mowa o powyższych punktach, a może o czymś jeszcze?
Po piąte – wsparcie dla żyjących tam chrześcijan. A jest ich tam coraz mniej. Udzielanie im wsparcia na wszystkie sposoby. Jedziesz tam, mieszkasz u nich, robisz zakupy, zostawiasz swoje pieniądze – ale nie tylko. Pielgrzymi wielokrotnie podkreślali samotność tamtejszych chrześcijan – oni myślą, że są na wymarciu, że są całkiem sami. Na co dzień nie widzą, że świat jest pełen ich sióstr i braci. Kiedy widzą te przewijające się przez Jerozolimę setki pątników, z którymi mogą porozmawiać, podzielić się przeżyciami – to dodaje im siły, wiary.