Studiują lub pracują i choć nie każdy ma wykształcenie muzyczne stanowią jedną wielką śpiewającą rodzinę. Tak o sobie mówią członkowie chóru akademickiego KUL, którzy z racji 95. urodzin chóru dzielą się z nami swoją pasją.
Jak wielką przygodą jest chór akademicki dobrze wie pan Zdzisław Cieszkowski, który śpiewa w chórze od 40 lat.
– Tak się zdarzyło, że gdy przyszedłem na studia mieszkałem w akademiku w jednym pokoju z chłopakami zaangażowanymi w chór akademicki. Przychodził do nas do pokoju czasem ówczesny dyrygent - prof. Górski, by omówić różne chóralne sprawy. To on któregoś dnia zapytał mnie, czy nie chciałbym śpiewać w chórze. Pomyślałem: czemu nie. Przeszedłem pomyślnie przesłuchanie, które wówczas wyglądało inaczej niż dziś, i tak się zaczęło – opowiada pan Zdzisław.
Chór stał się dla niego wielką pasją, tym bardziej, że liczne próby, koncerty, wyjazdy chóralne sprzyjały nawiązywaniu przyjaźni, a jak okazało się w przypadku pana Zdzisława, wśród chórzystek znalazł żonę.
– Próbowaliśmy niedawno policzyć, ile mamy „chóralnych” małżeństw i wyszło nam, że jest ich ponad 20 w ostatnich 40 latach, a na przestrzeni 95.letniej historii chóru z pewnością dużo więcej – mówi pan Zdzisław.
Śpiew w chórze uczy nie tylko emisji głosu i obycia muzycznego, ale i otwiera okno na świat. Patrząc na historię chóru akademickiego KUL, można powiedzieć, że jest na świecie niewiele miejsc, gdzie jeszcze nie koncertował.
– Zanim zacząłem śpiewać w chórze nie byłem nigdy za granicą, a teraz tych wyjazdów mam za sobą kilka. Dzięki chórowi mogłem zobaczyć np. Francję czy Koreę. Pamiętam jak wracaliśmy po koncertach do Polski i przekroczyliśmy granicę polsko-niemiecką. Był środek nocy i nagle ktoś zaczął nucić poloneza „Powrót do Ojczyzny”, momentalnie wszyscy podchwycili melodię, rozbudzili się i z naszych piersi wyrwał się śpiew. To było niezapomniane wrażenie, jak za pomocą muzyki można spontanicznie wyrazić tyle uczuć – wspomina Krzysztof.
Podobne wspomnienia ma pani Magdalena na co dzień studentka psychologii w chórze akademickim KUL od 4 lat.
- To, że śpiewam w chórze uwrażliwiło mnie na wiele spraw związanych z uniwersytetem, jego historię, ważne wydarzenia w życiu Lublina i Polski, bo chór jest na takich uroczystościach obecny - mówi.
Także dla pana Andrzeja Gładysza, obecnie wykładowcy w Instytucie Muzykologii, chór jest miejscem szczególnym.
- Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, choć kiedyś wydawało mi się, że moja droga życiowa będzie inna. Długo nie wytrzymałem. Połączyłem zamiłowania historyczne z miłością do muzyki i nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej - przyznaje.
Więcej o chórze akademickim KUL, który skończył właśnie 95 lat w kolejnym "Gościu Niedzielnym".