Ciężka praca, wielogodzinne próby i końcowy efekt, który porywa publiczność. Do tego niesamowita chóralna rodzina i chwile, które zostają w pamięci przez całe życie.
Rodzice Andrzeja Gładysza poznali się w chórze akademickim KUL. Nic dziwnego, że w ich domu każde dziecko śpiewa od kołyski. Andrzej jednak sądził, że jego przygoda z muzyką zakończy się w szkole średniej, i jako kierunek studiów wybrał historię. – Myślałem wówczas, że mam dosyć muzykowania i chciałbym w życiu robić coś innego. Dla przyjemności jednak chodziłem na wykłady z muzykologii, a gdy szedłem korytarzem i słyszałem, że ktoś ćwiczy na fortepianie czy innym instrumencie, zatrzymywałem się, by posłuchać – opowiada dr Andrzej Gładysz, pracownik w Instytucie Muzykologii KUL. Okazało się, że nie ma co się oszukiwać i uciekać od muzyki, więc po pierwszym roku historii zdecydował się na drugi kierunek studiów, muzykologię, oczywiście. Pomny opowieści rodziców, jak to poznali się w chórze akademickim, poszedł w ich ślady.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.