Bez babć i dziadków życie wnuków byłoby bardzo ubogie. To działa w dwie strony - gdyby nie nasze dzieci i wnuki, czulibyśmy się niepotrzebni.
Podczas dnia solidarności międzypokoleniowej chodzi właśnie o to, żeby pokazać, że jedni są drugim potrzebni.
- To swoista wymiana dóbr. My, dziadkowie ofiarujemy swoim wnukom czas, którego tak wiele rodzice nie mają, przekazujemy nasze doświadczenia, uczymy różnych rzeczy, utrwalamy tradycję rodzinną, na własnym przykładzie uczymy historii i miłości do ojczyzny. Z drugiej strony od wnuków otrzymujemy radość na stare lata, dzięki nim wciąż mamy chęć do życia, sensu nabierają nasze dni - mówi pani Lucyna Starościńska, uczestniczka marszu międzypokoleniowego.
W tym roku odbyła się już jego piąta edycja. Najpierw wszyscy zgromadzili się w katedrze na Mszy św., której przewodniczył abp Stanisław Budzik. Potem wspólnie wyszli w kolorowym marszu na ulice Lublina pokazać, że zarówno najmłodsi, jak i najstarsi dobrze razem się czują, a co najważniejsze, są sobie potrzebni.
Zwracając się do zgromadzonych w katedrze metropolita powiedział, że w Jezusie zawsze człowiek poznaje przyjazne oblicze i uczestniczy w tajemnicy Bożego Miłosierdzia.
- Bóg nas kocha, nikt nie jest Mu obojętny, Jego miłość przekracza wszelkie ludzkie wyobrażenia. To Ojciec, który raduje się z każdego dziecka, szuka zagubionych, bierze ich na ramiona i przenosi w bezpieczne miejsce. Po ludzku nie wydaje się to roztropne, zostawić 99 owiec i pójść szukać jednej. Jezus w ten sposób okazuje solidarność z tą, która się zagubiła - mówił abp Budzik.
Podkreślał, że Słowo Boże uczy nas, że Bóg jest solidarny z człowiekiem i swym przykładem uczy nas byśmy też byli solidarni wobec siebie.