W testamencie sporządzonym pół roku przed śmiercią napisał, że przeprasza wszystkich, którzy kiedykolwiek poczuli się przez niego skrzywdzeni i ma nadzieję na spotkanie w Domu Ojca. "Do zobaczenia. Czekam na Was".
Od śmierci ks. Stanisława mija właśnie rok. Parafia, którą tworzył od początku, kościół który budował, wspólnota, która zawiązała się dzięki jego pracy świadczy o tym, że choć fizycznie nie ma go wśród nich, to duchowo wciąż czują obecność swego proboszcza, którego wielu nazywało po prostu ojcem.
- Był zawsze uśmiechnięty i pogodny. Wychował wielu kapłanów. Liczni księża, klerycy przyjeżdżali do niego by się poradzić czy wyspowiadać. Był i jest dla nas jak ojciec. Swoim życiem i umieraniem dał mi przykład zaufania Bogu - wspominał ks. Stanisława kleryk Mateusz Wójcik.
- Dzień 11 maja 2015 r. był dla mnie jednym z najtrudniejszych dni od wielu lat. Nie mogłem się psychicznie pozbierać. Poprzedniego dnia wieczorem rozmawiałem w szpitalu z proboszczem i gdybym wiedział, że to ostatnia szansa, zostałbym dużo dłużej. Ks. Stanisław był dla mnie przez lata wyjątkowo bliskim człowiekiem: z duchowego ojca stawał się bratem w kapłaństwie. Spośród wielu cech, które z nim kojarzę, chciałbym wymienić tylko niektóre - opowiadał ks. dr Marek Słomka. - Cierpliwość, która w Jego wykonaniu była przekonaniem, że trzeba patrzeć na życie długofalowo, że coś czy ktoś może się zmienić na lepsze, że warto dać nadzieję i zaufać działaniu łaski Bożej. Spokój był jego ogromnym walorem i łączył się z życiowym optymizmem oraz pogodą ducha.
Ks. Stanisław miał w sobie otwartość, która sprawiała, że przyciągał ludzi. - Doświadczyłem tego, gdy zachęcał do wspólnego przebywania, posiłków na plebanii, długich rozmów, podróżowania razem w ważnych i zwyczajnych sprawach. Przez Jego dom przewijało się bardzo wiele osób, z którymi umiał rozmawiać, nie stwarzając dystansu. Czasem mówiło się, że przechadzając się po kościele, ks. Stanisław rozdaje klucze do własnego mieszkania. Nie bał się ludzi, miał do bliźnich duże zaufanie, ale potrafił też uszanować czyjąś prywatność - opowiada ks. Marek.
Podczas uroczystości pogrzebowych, którym przewodniczył abp Stanisław Budzik, metropolita zaznaczył, że jego życie było wypełnione wiarą i służbą innym.
Gdy uzyskał pewność, że jego powołanie do kapłaństwa jest prawdziwe, wstąpił do seminarium i nigdy nie żałował tej decyzji. W swoim kapłańskim życiu był tylko na 3 placówkach. Gdy był wikariuszem w Opolu, ówczesny proboszcz prosił kurię, by nie przenosiła go, że widzi w nim swego następcę w Opolu. Jednak ks. bp Bolesław miał dla niego inne zadanie. Powierzył mu budowę nowego kościoła i tworzenie parafii na nowym osiedlu Ponikwoda. Tej parafii poświęcił całe swoje życie.
- Zadajemy sobie pytanie, co sprawiło, że ks. Stanisław tak mocno zapisywał się w pamięci tych, którzy go spotkali. Odpowiedź znajdujemy w świadectwach ludzi. Charakteryzowała go cierpliwość, wierzył, że każdy może zmienić się na lepsze, że zawsze trzeba dać człowiekowi szanse. Inna cecha to otwartość, która przyciągała do niego ludzi. Zachęcał do wspólnego spożywania posiłków na plebani, chętnie zabierał wiernych na pielgrzymki, spędzał z nimi czas. Potrafił też poświęcać się drugiemu człowiekowi. Otwierał swoje drzwi potrzebującym do tego stopnia, że przygarniał na plebanię ludzi w krytycznych sytuacjach życiowych. Był też bardzo skromnym człowiekiem. Powtarzał, że do ludzi nie można iść, gdy w kieszeni sutanny nie ma się cukierków - przytaczał wspomnienia o ks. Stanisławie abp Budzik.
Dziś także wspomnienia wrócą ze zdwojoną siłą, a w parafii św. Antoniego na Ponikowdzie o 18.00 zostanie odprawiona Msza św. w intencji ks. Stanisława, której przewodniczył będzie abp Stanisław Budzik.