Na pewno nie wszyscy, którzy się zadeklarowali, że chcą przyjąć gości, będą mieli taką możliwość.
W wielu parafiach zastanawiano się jeszcze nie tak dawno temu, skąd wziąć rodziny, by goście którzy przyjadą do naszej diecezji przed spotkaniem z papieżem Franciszkiem, mieli gdzie się zatrzymać.
Lublin zadeklarował, że może przyjąć 6 tysięcy pielgrzymów. To całkiem sporo, więc mobilizacja Lubelszczyzny była wielka. Może trudno mówić o pospolitym ruszeniu rodzin, które otworzą swoje domy dla przybyszów, ale jak czas pokazał, dużo więcej z nas chce gości przyjąć niż ich przyjedzie. Ze spodziewanej liczby będzie około połowa, a to znaczy, że możliwa była bitwa o pielgrzyma. Na szczęście korzyści płynące z przygotowania do goszczenia przyniosły tyle dobra, że brak pielgrzymów nie jest tak dotkliwie odczuwalny.
Cała ta sytuacja pokazała, że nasz potencjał gościnności i otwartości na drugiego człowieka nie jest wcale taki mały, o co posądzają nas niektórzy w Europie.
I choć może ktoś poczuje się rozczarowany, że nie będzie gościć u siebie nikogo, to z pewnością czas przygotowania do ewentualnej gościny nie jest zmarnowany. Polska gościnność ma się dobrze. Do tego uaktywnionych zostało całkiem sporo katolików, którzy wcześniej nie angażowali się w codzienne życie parafii, zawiązały się nowe relacje między ludźmi przygotowującymi pobyt gości w swoich parafiach, a z tych relacji powstały wspólnoty osób, które mimo zakończenia przygotowań, chcą się spotykać, razem modlić i podejmować nowe działania w parafiach.
Ci, którzy jednak gości przyjmą, mogą liczyć na pomoc innych w każdym wymiarze owej gościnności. Tak też kolejny raz sprawdza się powiedzenie, że nie liczy się ilość, ale jakość. A ta, jak wszystko na to wskazuje, w naszej diecezji stoi na najwyższym poziomie.