W naszym kraju na 1 tys. mieszkańców przypada 2,2 lekarza, najmniej w całej UE.
Bardzo często nasze sądy opieramy na zasłyszanych opiniach bądź stereotypach. Tak samo dzieje się w odniesieniu do lekarzy, jak i całej służby zdrowia. Lekarz kojarzy się z człowiekiem zamożnym, niedostępnym, kimś, kto posiada duży dom i ekskluzywne auto. Skoro tak, to dlaczego w naszym kraju brakuje młodych lekarzy? To nie tylko problem systemowy, ale również problem zaniku solidarności w środowiskach, które mogłyby zrobić wiele na rzecz dobra wspólnego. I dotyczy coraz większej liczby środowisk w naszym otoczeniu.
Ulecz samego siebie
Statystyka jest nieubłagana: średni wiek specjalistów wielu dziedzinach sięga 60 lat, a to niestety nie wróży najlepiej. Mało kto dostrzega ciężką pracę lekarzy pracujących w specjalistycznych szpitalach klinicznych, operujących niekiedy całymi dniami, mających na głowie dziesiątki lub setki pacjentów przed gabinetem. Do tego wynagrodzenie nie jest wcale tak duże, jak powszechnie się uważa. Dlatego część lekarzy szuka dodatkowych źródeł zatrudnienia, koncentrując się również na pracy w gabinetach prywatnych. Problemem pozostaje kwestia najmłodszych medyków. Wydawać by się mogło, że środowisko lekarskie jest na tyle solidarne, by doprowadzić do ułatwień dla absolwentów studiów medycznych w stworzeniu im lepszych możliwości odbycia stażu i rezydentury.
Brak miejsc
– Po 6 latach studiowania i 13 miesiącach stażu świeżo upieczony medyk rozpoczyna specjalizację, o ile się na nią dostanie. Liczba miejsc specjalizacyjnych jest bowiem zdecydowanie mniejsza niż liczba absolwentów opuszczających każdego roku mury uczelni medycznych. Uzyskanie upragnionego miejsca szkoleniowego zależy, niestety, w dużej mierze od szczęścia, a nie tylko wyników egzaminu państwowego. Obecne przepisy umożliwiają aplikowanie o miejsce szkoleniowe wyłącznie w jednej dziedzinie medycyny, w jednym województwie. Tymczasem w ostatnim przydziale miejsc na całe województwo lubelskie w tak pożądanych dziedzinach jak dermatologia, endokrynologia czy gastroenterologia przyznano po jednym miejscu rezydenckim – wyjaśnia lek. med. Monika Makulec, również absolwentka UM w Lublinie. Co z tymi, którzy się nie dostaną? – Część z nich decyduje się na tzw. wolontariat. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, pracują za darmo, by mieć możliwość uzyskania wymarzonej specjalizacji. Ci zaś, którzy dostaną się na rezydenturę, przez pierwsze dwa lata pracy zarabiają 2275 zł netto, co stanowi ok. 70 proc. średniej krajowej – wyjaśnia. Dla wielu młodych lekarzy perspektywą jest wyjazd do Niemiec lub krajów skandynawskich.
Zjednoczenie młodych
Większość młodych lekarzy nie chce wyjeżdżać z kraju, ale wobec obecnego systemu czują się często bezsilni. Postanowili więc jakiś czas temu zjednoczyć swoje siły, tworząc Porozumienie Rezydentów. Jest to organizacja dążąca do zadbania o jakość kształcenia specjalizacyjnego i uregulowanie kwestii prawnych. – Porozumienie Rezydentów dopomina się o prawa młodych lekarzy, ale jest to w interesie nas wszystkich, obecnych i przyszłych pacjentów. Zatrzymanie medyków w kraju skróci kolejki do specjalistów. Podwyższenie pensji rezydenckich sprawi, że lekarze nie będą zmuszeni dorabiać w kilku przychodniach, aby utrzymać rodzinę – a przecież każdy z nas chciałby być przyjmowany przez lekarza wypoczętego, który nie spieszy się do kolejnej pracy – tłumaczy lek. Monika Makulec.
Niewydolna służba
Rezydent w trakcie specjalizacji jest lekarzem ogólnym pracującym na oddziale specjalistycznym, gdzie nabywa umiejętności, które pozwolą mu zdać państwowy egzamin specjalizacyjny. – Ubiegamy się nie tylko o własne sprawy, chcemy, aby wynagradzano kierowników specjalizacji, do których jest przypisany lekarz rezydent – mówi lek. Jakub Kosikowski z Lublina. Porozumienie Rezydentów jest grupą, która sformalizowała się przy Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy i należy do niej ok. 16 tys. osób w całym kraju. – Służba zdrowia jest niewydolna i wielu specjalistów przeszło do sektora prywatnego – tam nie pozwalają sobie na marnotrawienie pieniędzy. Inaczej to wygląda w szpitalach, które stały się „łupem politycznym” i mają rozbudowaną kadrę niemedyczną, na którą personel medyczny musi zarabiać. Potrzeba rozwiązań strukturalnych, inaczej młodzi lekarze wyjadą za granicę – podsumowuje Kosikowski.