Wczoraj UMCS wybrał firmę, która wyremontuje kładkę nad ulicą Sowińskiego. Kładką mają od 1 października chodzić studenci, zamiast spacerować w tę i z powrotem po pasach, które dziś dzielą ul. Sowińskiego w dwóch oddalonych od siebie zaledwie o kilkanaście metrów miejscach.
To podobno właśnie studenci są przyczyną wiecznych korków na ul. Sowińskiego, ale także na ul. Radziszewskiego. I po to, by tych korków nie było, UMCS ma wyremontować kładkę.
Oczywiście tak naprawdę uczelnia chce remontować kładkę, by studenci mogli bezpiecznie spacerować, natomiast ogół społeczeństwa w udostępnieniu kładki do użytku upatruje ratunek dla komunikacji na ul. Sowińskiego.
Nie wiem, czy tylko ja mam zdanie odrębne w tej sprawie, czy jest jeszcze ktoś kto wietrzy, że w momencie, gdy znikną pasy i piesi ul. Sowińskiego będą pokonywali górą, kierowcy jadący od strony Radziszewskiego oraz ci, którzy będą chcieli nie daj Boże z miasteczka akademickiego skręcić w lewo, z góry będą skazani na porażkę.
Od czasu do czasu, gdy zagapię się i niefrasobliwie wybiorę powrót z pracy do domu właśnie ul. Radziszewskiego, z której muszę chcąc nie chcąc skręcić w Sowińskiego obserwuję, że z jednej strony piesi utrudniają ruch tym, którzy jadą prosto, ale z drugiej są zbawieniem dla tych, którzy chcą skręcić w lewo.
Kilka dni temu trafiłam na moment, gdy nikogo niestety z pieszych na drodze nie było. Było za to mnóstwo samochodów na wszystkich możliwych drogach w okolicy ul. Sowińskiego. Kierowcy jadący z Radziszewskiego bezskutecznie próbowali włączyć się do ruchu, tak by przedostać się do ul. Głębokiej. Ci, którzy mieli to szczęście i byli na drodze głównej, ani myśleli się zatrzymać i przepuścić wyczekujących.
W którymś momencie jeden z kierowców nie wytrzymał i po prostu wjechał na skrzyżowanie. W tej samej chwili myśl o wymuszeniu przejazdu przyszła do głowy kierowcy wyjeżdżającemu z miasteczka akademickiego. Powstała patowa sytuacja. Cały ruch stanął, bo nie było miejsca by wykonać jakikolwiek manewr.
W tym momencie dotarło do mnie, że przyczyną całego zamieszania jest po prostu brak pieszych na drodze. Tylko oni są w stanie wymusić na tych, którzy jadą ul. Sowińskiego w górę, chwilowe zatrzymanie się. To moment, w którym choć jeden samochód jest w stanie włączyć się do ruchu na głównej ulicy.
I tak sobie myślę, że jeśli równocześnie z uruchomieniem nowej kładki, miasto nie wpadnie na pomysł, by w jakikolwiek sposób rozwiązać pat komunikacyjny na tym skrzyżowaniu, to będzie to najbardziej niebezpieczne skrzyżowanie (choć tak małe) w Lublinie.