Klatkowcy, altankowcy, śmietnikowcy, kanalarze – to potoczne określenia bezdomnych. W Lublinie jest ich około 600, co trzeci z nich korzysta z pomocy Centrum Wolontariatu.
14 lat temu pierwszy raz pojechali na dworzec PKP, by zawieźć bezdomnym gorącą herbatę i kanapki. Była zima, na dworze mróz. Dworcowa poczekalnia wydawała się idealna na ogrzanie, choć spać tam się nie dało, bo sokiści wyrzucali. – To wtedy zaczęliśmy myśleć o jakimś miejscu w tamtej okolicy, gdzie bezdomni mogliby się ogrzać, napić gorącej herbaty. Wielu z nich pozostawało pod wpływem alkoholu, więc nie mieli szans na zgłoszenie się do schroniska, gdzie wymagana jest trzeźwość. Z czasem przychodzili do nas nie tylko na herbatę, zupę czy po ubrania, ale by porozmawiać. To był mały krok w kierunku zmiany dotychczasowego życia – mówi ks. Mieczysław Puzewicz, pomysłodawca Gorącego Patrolu, jak nazwano grupę wolontariuszy jeżdżących do bezdomnych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.