Trumna z ciałem bł. Piotra Jerzego Frassati pielgrzymująca po Polsce dotarła do Lublina. Ten patron młodzieży wciąż pociąga nie tylko młodych ludzi.
Peregrynacja ciała bł. Piotra Jerzego związana jest ze Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie. To tam jest ostatnia stacja błogosławionego młodzieńca z Turynu. Zanim jednak dotrze do Krakowa odwiedza różne miejsca w Polsce. Właśnie przybył do Lublina, gdzie dziś można się z nim spotkać w parafii noszącej jego wezwanie na lubelskim LSM, jutro zaś w bazylice ojców Dominikanów.
- Nasze osiedle to dzielnica ludzi starych. Młody patron naszej parafii jest dla nas nadzieją, że przyciągnie tu młode pokolenie. Nazywany jest człowiekiem błogosławieństw i na jego błogosławieństwo bardzo liczymy - mówi pani Anna witająca relikwie bł. Piotra Jerzego.
- Mam ponad 70 lat i z pewnością nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem młody, ale kiedy kilka lat temu na naszym osiedlu powstała parafia bł. Piotra Jerzego Frassati, zacząłem o nim czytać i się nim zachwycać. To nic, że jestem już w mocno zaawansowanym wieku, ale młodość Frassatiego udziela się mi. Jest dla mnie przykładem, że zawsze można czynić dobro. No i jak byłem młody też często wybierałem się w góry. To połączyło mnie jeszcze mocniej z tym młodym człowiekiem - mówi pan Jan.
Trumna z relikwiami bł. Piotra Jerzego
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
24-letni student politechniki z Turynu jest przykładem, że świętość jest możliwa w każdym wieku, niezależnie od środowiska, w którym się wyrosło. Pier Giorgio Frassati kochał górskie wędrówki, radością, talentem oratorskim przyciągał swoich rówieśników, którym niósł Ewangelię. Szczególnie wrażliwy był na potrzeby ludzi biednych i pokrzywdzonych. Pomagając chorym, zaraził się chorobą Heinego-Medina.
Papież Franciszek w orędziu na Światowe Dni Młodzieży w Polsce, którym przyświeca idea Ośmiu Błogosławieństw, poleca by młodzi naśladowali Frassatiego w czynieniu dzieł miłosierdzia. „Chciałbym zasugerować wam, jak w konkretny sposób, możemy być narzędziem tego samego Miłosierdzia względem naszych bliźnich – pisze Papież Franciszek. „Pier Giorgio był młodzieńcem, który zrozumiał, co znaczy mieć serce miłosierne, wrażliwe na najbardziej potrzebujących. Ofiarowywał im o wiele więcej niż dary materialne, dawał samego siebie, poświęcał czas, słowa, zdolność słuchania".
Piotr Jerzy Frassati urodził się 6 kwietnia 1901 roku w Turynie. Jego ojciec był ateizujacym liberałem, matka zaś katoliczką dość formalnie traktującą obowiązki religijne. Piotr Jerzy wychowywał się z młodszą siostrą Lucianą, w przyszłości żoną polskiego dyplomaty Jana Gawrońskiego. Znaczną część swego dzieciństwa Frassati wraz z Lucjaną spędzili w piemonckim Pollone, w willi u podnóża Alp Zachodnich. Ich dzieciństwo nie było łatwe, gdyż matka wychowywała dzieci bardzo surowo, w atmosferze dyscypliny i porządku.
Piotr Jerzy wcześnie rozwijał swoje życie religijne uczestnicząc we Mszy świętej, na której zawsze przyjmował Eucharystię. Posiadał stale rozwijany dar permanentnej modlitwy - był człowiekiem modlitwy, gdyż modlił się stale, długo i wszędzie: w swoim pokoju, podczas górskich wypraw, na ulicy, w tramwaju, w pociągu, w Kościele, do którego chodził co dzień. Szczególnie dużo czasu spędzał na nocnym czuwaniu przed Najświętszym Sakramentem. Codziennie odmawiał różaniec. Ogromne znaczenie dla rozwoju jego życia duchowego miała codzienna lektura i rozważanie tekstu Pisma Świętego. Raz w roku uczestniczył w zamkniętych rekolekcjach w domu rekolekcyjnym ojców jezuitów. Podczas wakacji, które spędzał w Pollone, pielgrzymował do położonego w górach Sanktuarium Czarnej Madonny w Oropie. Pisał wtedy: "Modlitwa jest szlachetnym błaganiem, jakie wznosimy przed tron Boga, jest najskuteczniejszym środkiem uzyskanie od Boga łask, Jakich nam potrzeba, a przede wszystkim sił wytrwania (...). Zalecam wam żarliwa modlitwę, zaliczam do niej wszelkie praktyki pobożności, a spośród wszystkich najpierw Świętą Eucharystię".
Bł. Piotr Jerzy Frassati
Agnieszka Gieroba /Foto Gość
Interesował się sztuką i poważną literaturą: czytał Goethego, św. Augustyna, św. Tomasza z Akwinu. Wcześnie marzył, aby zostać misjonarzem, później aby przyjąć święcenia kapłańskie. Na skutek sprzeciwu matki jedynie realne stało się zawarcie małżeństwa z dziewczyną o podobnych zainteresowaniach i bycie świeckim działaczem katolickim w środowisku robotniczym. Ale i tu na przeszkodzie stanęła matka. Ponieważ siostra miała niebawem przenieść się z mężem (Janem Gawrońskim) do Warszawy, rodzice mieli zamiar rozejść się ze sobą. Ostatnim ciosem godzącym w osobiste plany życiowe Piotra Jerzego była decyzja ojca objęcia przez syna administracji wydawanego przez niego dziennika; również i tę decyzję przyjął ze łzami, nie chcąc budować własnego szczęścia na dramacie rodziców. Przewidywał bliski swój koniec. "Jestem już blisko zebrania tego, co posiałem".
Wręcz nieprawdopodobną życiową pasją Piotra Jerzego niemal od dzieciństwa była troska o ludzi najbardziej potrzebujących, chorych, samotnych, z ubogich rodzin. Dlatego mówił: "(...) fundamentem naszej religii jest Miłosierdzie, bez którego ona cała zwaliłaby się w gruzy, bo nie będziemy naprawdę katolikami, dopóki tego nie dopełnimy, i nie dostosujemy całego naszego życia do dwóch przykazań, na których opiera się cała istota wiary katolickiej: miłowanie Boga ze wszystkich sił i miłowania bliźniego jak siebie samych".
W bezgranicznym oddaniu potrzebującym wykazywał niewiarygodną wręcz inwencję i pomysłowość. Rozdawał wszystko, co posiadał. Roznosił tony paczek żywnościowych. Jeździł trzecią klasą, chodził pieszo, chociaż jako syn senatora mógł być wożony przez szofera. A wszystko po to, by każdy zaoszczędzony grosz zanieść ubogim. Jedna z jego przyjaciółek mówiła, że "Piotr Jerzy przekraczał drugie przykazanie, gdyż kochał bliźniego bardziej niż siebie samego". On sam w swojej posłudze nie widział nic wyjątkowego, twierdząc, że służba dla ubogich jest jedyną formą wdzięczności jaką może okazać Chrystusowi, za to, że codziennie rano przychodzi do jego serca w Komunii Świętej. Dlatego również on co dzień odwiedzał najuboższe dzielnice Turynu. Zdumiewająca jest jego wrażliwość i troska jaką otaczał ludzi chorych, kalekich i opuszczonych, odwiedzając ich w turyńskim szpitalu i przytułku. Pisał:
"Kto pomaga choremu, wypełnia dzieło wyjątkowe; nie wszyscy maja odwagę narażać się na sytuacje nieprzyjemne, a często także niebezpieczne. (...). Kto opiekuje się chorym, (...) jest szczególnie błogosławiony, bo trudno nam jest obarczać się bólem innych, gdyż mamy sami tysiące własnych udręk i zmartwień".
Zmarł 4 lipca 1925 roku na chorobę zwaną Heine Medina, którą prawdopodobnie zaraził się od nędzarzy w slumsach Turynu. Podczas beatyfikacji Piotra Jerzego Frassatiego Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział: "Piotr Jerzy daje nam przykład, że szczęśliwe jest życie w Duchu Chrystusa, w Duchu Błogosławieństw, i że tylko ten, kto staje się człowiekiem Błogosławieństw, umie darzyć braci miłością i pokojem (...). Zaświadcza, że świętość jest dostępna dla wszystkich i że tylko rewolucja Miłości może rozpalić w sercach ludzkich nadzieje na lepszą przyszłość". Frassati pokazuje nam nowe, lepsze życie w jedności z Chrystusem, Drogę, którą sam poszedł.