Od kilku tygodni na dachu konwiktu KUL w trzech ulach mieszkają pszczoły. Przywiózł je do Lublina student KUL ks. Tomasz Gałuszka, który na co dzień opiekuje się pszczelą rodziną. Dziś po raz pierwszy oficjalnie otwarto ule, by sprawdzić, czy pszczoły w mieście są w stanie produkować dobry miód.
Dym odstrasza pszczoły. Boją się o siebie, więc schodzą w dół gniazda, skupiają się na tym, by się dobrze najeść na wypadek konieczności ewakuacji z ula, w związku z tym widzowie, którzy chcą zobaczyć pracę pszczół oraz to co do tej pory wytworzyły, w oparach dymu mogą czuć się bezpieczni.
- Dym zaburza im też receptory węchowe, więc raczej nie dadzą sobie sygnału: do ataku! - informuje ks. Tomasz Gałuszka, którego rodzina pszczelarstwem zajmuje się od pokoleń.
Na dachu budynku, w którym mieszkają księża studiujący na KUL, stoją trzy ule.
- To dopiero początek, bo chcemy zwiększyć ich liczbę, a już niedługo ule staną także na dachach budynków KUL zlokalizowanych na Poczekajce - wyjaśnia rektor KUL ks. prof. Antoni Dębiński. - To promowanie postawy ekologicznej - dodaje.
Miód, który wyprodukują "kulowskie" pszczoły będzie wizytówką uniwersytetu i jako specjalny gadżet będzie trafiał do uczelnianych gości.
W trzech ulach żyje ok. 150 tys. pszczół. - To młode rodziny, więc nie są jeszcze duże - opowiada ks. Tomasz. - Przywiozłem je z Podkarpacia, kiedy zaczynały w okolicy KUL kwitnąć lipy, więc miód, który dziś po raz pierwszy zbierzemy, będzie lipowy z niewielką domieszką innego nektaru - dodaje.
Ks. Tomek przekonuje, że pszczoły, które swe domy mają w centrum miasta, czują się bardzo dobrze, o czym świadczy ilość wyprodukowanego w tak krótkim czasie miodu. - Paradoksalnie miasto jest często lepszym miejscem do życia pszczół niż wieś, szczególnie ta gdzie prężnie rozwinięte jest nowoczesne rolnictwo - zaznacza. - Tam rolnicy, by ich uprawy były idealne stosują ciężką chemię, która nie sprzyja ani życiu pszczół ani tym bardziej produkcji miodu.
Miód, który do tej pory wyprodukowały "kulowskie" pszczoły nie został jeszcze profesjonalnie odwirowany, ale ich opiekun bez cienia wątpliwości stwierdza, że to prawdziwy skarb. - Mamy tu najprawdziwsze "złoto" - przekonuje. - Pszczoły przynosząc do ula nektar, biorą go do swojego wola i odparowują nadmiar wody - opowiada. - Czym więcej tej wody w nektarze tym lepiej, bo żeby obniżyć zawartość wody do poniżej 20 proc. pszczoły muszą go wielokrotnie brać do swego organizmu i wydalać. Każde takie przetrawienie powoduje, że staje się jeszcze cenniejszy.