70 osób z Drogi Neokatechumenalnej w Kazachstanie i Syberii gości w parafii św. Michała Archanioła w Lublinie. Po wczorajszych wydarzeniach Areny Lublin dziś jest czas na rodzinne świętowanie w parafii.
- Nasza parafia może poszczycić się tym, że jest kolebką wielu wspólnot neokatechumenalnych. Dlatego goście, którzy odwiedzają diecezję lubelską w ramach Światowych Dni Młodzieży, to członkowie takich wspólnot. Dziś gościmy ludzi z Kazachstanu i Syberii, ale czekamy jeszcze na Hiszpanów. Zapraszając wszystkich na rodzinny piknik, chcieliśmy pokazać naszą gościnność, podzielić się z gośćmi radością, pokazać występy różnych grup - mówi ks. Maciej Domański z parafii św. Michała Archanioła.
Zazwyczaj piknik przy kościele Ave, jak nazywana jest w Lublinie świątynia św. Michała Archanioła, odbywał się we wrześniu z okazji odpustu. Ten rok jest jednak szczególny ze względu na Światowe Dni Młodzieży, więc termin się trochę zmienił.
- Jestem wdzięczny, że parafia specjalnie dla nas zmieniła czas dorocznego pikniku. Dla naszej grupy ze Wschodu to całkiem nowe doświadczenie. Zarówno w Kazachstanie, jak i na Syberii niemożliwe byłoby zorganizowanie czegoś takiego. Tam religia nie ma prawa wyjść na ulice. To, co widzimy, pokazuje zupełnie nowe oblicze Kościoła, nieznane ludziom ze Wschodu - mówi ks. Zbigniew Lenart, który przyjechał z pielgrzymami.
Opowiadając o codziennej pracy duszpasterskiej, mówi, że to, co można robić w Kazachstanie czy na Syberii, on określa duszpasterstwem zupy.
- Mogę przygotować posiłek, na który zapraszam chętnych. Kiedy ktoś przychodzi do nas na zupę, jest okazja do rozmowy, która z czasem staje się głębsza. To pierwszy krok do poznania Jezusa - mówi ks. Zbigniew.
Podkreśla też wartość neokatechumenatu, który w ramach misji ad gentes wysyła ludzi ukształtowanych we wspólnocie Drogi w różne miejsca na świecie, by żyjąc wśród tubylców, swoim życiem pokazywali, jaką wartość ma wiara, i jak radosne może być życie z Jezusem.
- To zawsze działa. W mojej parafii żyje rodzina z Włoch, która jest w Kazachstanie na misjach. Swoim przykładem przyciągnęli więcej ludzi do kościoła niż księża pracujący przez wiele lat - opowiada ks. Zbyszek.