Swój przyjazd do Polski, jak mówi, wymodlił. Po raz pierwszy jest nie tylko w Polsce, ale w ogóle w Europie. To dla niego niezwykłe przeżycie, bo nigdy wcześniej nie doświadczył tak mocno powszechności Kościoła.
Modeste Habiyaremye pracuje w Nyakinama w Rwandzie w misji polskich Sióstr od Aniołów.
W 1997 r., gdy miał 9 lat, podczas drugiej wojny w Rwandzie, zginęli jego rodzice. Modeste został sierotą. Zaopiekowały się nim polskie siostry zakonne, które w ramach adopcji serca znalazły mu za granicą adopcyjnych rodziców. Dzięki nim Modeste mógł skończyć szkołę.
Dziś Rwandyjczyk sam pomaga dzieciom, które albo straciły rodziców, albo żyją w wielkiej biedzie. - Jestem pracownikiem społecznym i pracuję wśród dzieci, które są wspierane przez ruch "Maitri" - wyjaśnia Modeste - Dzięki pomocy z Polski udało nam się uratować wiele dzieci. Często są to sieroty, dzieci niepełnosprawne albo dzieci wychowujące się w naprawdę wielkiej biedzie - opowiada. - Gdyby nie finansowa pomoc polskich rodzin, te dzieci nie mogłyby chodzić do szkoły, nie miałyby się w co ubrać i nie miałyby co jeść - opowiada. - Bardzo prosiłem Boga, bym mógł przyjechać do Polski, by podziękować tym wszystkim ludziom.
Jak mówi Modeste, dzieci którym w ramach adopcji serca pomagają polskie rodziny, mają świadomość, że to własnie dzięki pomocy z Polski mogą normalnie żyć. - W każdym domu u naszych podopiecznych na ścianach wiszą zdjęcia adopcyjnych rodziców - opowiada. - Dzieci czują wielką wdzięczność i są dumne, że ktoś chce właśnie im pomagać.
Modeste codziennie odwiedza swoich podopiecznych w domach, szkołach albo w szpitalach. - Sprawdzamy jak funkcjonują, czego im potrzeba, dostarczamy jedzenie, zdobywamy potrzebne leki. Problemem jest docieranie do tych dzieci, bo nasza parafia jest bardzo duża i domy dzieci są porozrzucane po wzgórzach. U nas nie ma tak dobrych dróg jak u was, więc dotarcie do nich wszystkich jest bardzo trudne - opowiada.
Modeste na co dzień pracuje w misji Sióstr od Aniołów, ale w weekendy studiuje zaocznie analitykę laboratoryjną. - Siostry podpowiedziały mi ten kierunek, bo bardzo chciałbym zostać lekarzem, chciałbym studiować medycynę. Te studia niestety są bardzo drogie. Sióstr nie stać na to, by opłacić mi wyjazd do Kenii, gdzie mógłbym się uczyć na naprawdę dobrym poziomie. Dlatego na razie uczę się w Rwandzie, ale mam nadzieję, że kiedyś znajdzie się ktoś, kto zechce mi pomóc i umożliwi medyczne studia. Byłbym naprawdę dobrym lekarzem i bardzo się modlę o to, by kiedyś nim zostać.
Rwandyjczyk po powrocie z Krakowa, 5 sierpnia po Mszy św. o godz 18, w sali konferencyjnej w kościele św. Józefa w Lublinie, opowie rodzicom adopcyjnym, darczyńcom, o ich dzieciach. - Znam wszystkie dzieci z Rwandy, które są wspierane przez lubelską wspólnotę. Chętnie opowiem o tym, jak żyją.
Modeste jednak chciałby przedstawić też dzieci, które oczekują na pomoc. - Codziennie do naszego biura przychodzą ludzie z prośbą, by ich dziecko też zostało adoptowane. Niestety musimy odmawiać, bo zwyczajnie nie ma ofiarodawców - stwierdza.
Programem objętym przez ruch "Maitri" jest w tej chwili ok 300 dzieci. W samej Rwandzie to 63 podopiecznych. Modeste przywiózł ze sobą listę 24 dzieci, które wybrane zostały spośród wielu potrzebujących. - To dzieci z rodzin najbiedniejszych, najbardziej potrzebujących - podkreśla.