- Chodzi o bagatelkę: o prawo do miana Polaka. O to, czy daje owo prawo ugruntowana przynależność do wspólnoty kulturowej i językowej, czy też jedynie tak zwane pochodzenie - mówił na Kongresie Kultury Chrześcijańskiej w 2008 r. Jerzy Pomianowski.
Celem tworzenia jakiejkolwiek wspólnoty nie jest tylko bycie razem dla własnego, dobrego samopoczucia. Owo bycie razem ma służyć jakiemuś dobru, często jest ciężką pracą: intelektualną, kulturową, a nawet fizyczną wykonywaną dla dobra danej wspólnoty i na jej konto. W duchu kultury chrześcijańskiej postrzegamy również wspólnotę kulturową i językową, której na imię Polska, szukając dobra wyznaczanego nam przez 1050 lat naszej państwowości przez Ewangelię.
Czasem zdarza się, że komuś polskość kojarzy się wyłącznie z nim samym i z jego przodkami, ponieważ z dziada pradziada mieszkają nad Wisłą, jedzą żurek i kultywują dziedzictwo Piastów. W historii naszego narodu nie brakuje jednak ludzi, którzy chociaż nie mieli dziadka z nazwiskiem zakończonym na „-ski”, to jednak dla kultury polskiej zrobili wiele dobrego.
W czasie III KKCh przypomniał o tym Jerzy Pomianowski, prozaik, eseista, ekspert od historii Europy Wschodniej. Już w 1972 roku opublikował szkic zatytułowany „Zbójnicka modlitwa”, w którym wyliczał nazwiska wybitnych twórców kultury z czasów, gdy Polska była w niewoli. W XIX wieku, nie dla zysku i nie dla kariery, „stali się Polakami i stanęli obok Polaków (…) Kramsztyk, Askenazy, Korczak, Natanson, Leśmian-synowie żydowskich rodziców, czy Kolberg, Bandtke, Linde-synowie rodziców niemieckich”.
Kultura polska wiele na tym zyskała, ponieważ polskość to coś więcej niż tylko słowiański rumieniec na twarzy. Dla Pomianowskiego polskość to wieloźródłowy amalgamat, stop różnych kultur, „sprawniejszy od jednolitej rdzenności tak, jak stal-amalgamat właśnie-sprawniejszy jest od czystego żelaza”.