Oficjalnie budowa kościoła św. Wojciecha w Lublinie zakończyła się. Nie znaczy to jednak, że nie ma nic do zrobienia. Przeciwnie, pracy jeszcze sporo zostało.
- Mamy nadzieję, że największy wysiłek już za nami. Możemy cieszyć się kościołem, częściowo już urządzonym, pięknym, choć to może nieskromnie tak mówić, w którym na spotkanie z Bogiem żywym przychodzi coraz więcej ludzi - mówi ks. Jacek Wargocki proboszcz parafii św. Wojciecha w Lublinie.
Był rok 1996, kiedy to ówczesny biskup lubelski Bolesław Pylak zapytał wikariusza z parafii Świętej Rodziny czy podjąłby się budowy nowego kościoła na Czubach w Lublinie. Ks. Jacek Wargocki podjął wyzwanie.
- Zgodziłem się, choć wtedy nic nie było wiadomo, ani gdzie ten kościół ma stanąć, ani jaki teren ma obejmować nowa parafia, ani jakie wezwanie będzie nosić. Trzeba było czasu by to wszystko sprecyzować - wspomina ks. Jacek.
Po wielu rozmowach z Urzędem Miasta ustalono lokalizację. W zamian za zabrane w czasach komunistycznych kościołowi grunty, miasto przekazało działkę przy ulicy Kaczeńcowej, gdzie mógł stanąć nowy kościół. Ustalono granice parafii, która była zlepkiem części do tej pory należących do parafii Świętej Rodziny, św. Franciszka i św. Urszuli Ledóchowskiej. To był 1997, kiedy kościół w Polsce obchodził tysięczną rocznicę śmierci św. Wojciecha. To właśnie on został patronem nowej wspólnoty.
Osiedle Łęgi na którym zaczęto budować kościół było już ukształtowane. Ludzie chodzili do okolicznych kościołów, choć blisko nie mieli. Przed nowymi pasterzami stanęło więc podwójne zadanie. Raz to budować kościół materialny z cegły, dwa to zjednoczyć parafian, którzy do tej pory rozproszeni byli w różnych wspólnotach. - Początkowo reakcje były różne, jak chyba zawsze, kiedy jednak stanęła kaplica tymczasowa, a potem kościół i ludzie doświadczyli jak dobrze mieć blisko na Mszę św., większość sceptyków zmieniła zdanie - mówią duszpasterze.
Więcej o parafii św. Wojciecha będzie można przeczytać w kolejnym lubelskim "Gościu Niedzielnym".