Choć dla wielu pobudka o 5 rano jest czymś kompletnie niewyobrażalnym. Są tacy, którzy nie wyobrażają sobie w czasie Adwentu przespania tej pory. Od kilku lat kościół św. Urszuli Ledóchowskiej w Lublinie, przed 6 rano wypełnia się po brzegi, głównie najmłodszymi parafianami.
- To zasługa przede wszystkim rodzin, które naprawdę są bardzo zaangażowane zarówno w życie parafii, jak i w życie Kościoła - informuje urszulanka s. Magdalena Sitkowska, która od początku sprawowania Mszy św. roratniej o godz. 6 rano, razem z dziećmi i młodzieżą z prowadzonej przez siebie wspólnoty Eucharystyczny Ruch Młodych, zachęca wszystkich do regularnego uczestnictwa w Roratach. - Na początku przychodziła garstka dzieci, ale one zaczęły dzielić się swoimi przeżyciami w szkole z rówieśnikami. Msza św., która dzięki wykorzystywanym przez księży materiałom z „Małego Gościa Niedzielnego” skierowana przede wszystkim do nich, wzbudzała wielki entuzjazm. To nie pozostawało bez echa - śmieje się urszulanka.
Aktualnie codziennie na poranną Mszę św. w Adwencie do kościoła św. Urszuli dociera blisko setka dzieci. - Często wiele z nich przyjeżdża do nas z innej parafii, bo tutaj chodzą do szkoły. Najpierw uczestniczą we Mszy św., później jedzą w domu parafialnym bułeczki i idą na lekcje - mówi proboszcz parafii ks. Antonii Socha.
Wspólne śniadania po Roratach u św. Urszuli są już tradycją. - Funduje je ks. proboszcz, a zaopatrzeniem zajmuje się jeden z rodziców - wyjaśnia s. Magdalena. - Często są tu naprawdę tłumy, bo przychodzą całe rodziny. Siedzimy wspólnie i rozmawiamy. Rodzice mówią czasami, że nie jest im łatwo organizować w tym okresie życie rodzinne, ale gdy widzą mobilizację swoich dzieci, to, że one wstają przed budzikiem, pukają rano do drzwi, sprawdzając, czy dom przypadkiem nie zaspał, to choć trudno, chcą sprawić dziecku radość.
O tym, że pobudki szczególnie w okresie zimowym o 5.15 są nie lada wyzwaniem przekonują rodzice trzech córek, które od lat regularnie biorą udział w Roratach. - My nigdy nie mieliśmy zamiaru namawiać naszych dzieci do codziennego wstawania o 5.15, ale one bardzo tego chciały - mówi Beata Woźny, mama Martyny, Weroniki i Julii. - Bardzo motywują je jednak codziennie rozdawane obrazki, związane z tematami Rorat, oraz śniadania w salce parafialnej po Mszy. Ich wytrwały upór stał się także dla nas niemałym wyzwaniem, bo musimy wstać jeszcze przed nimi, zrobić śniadanie, wyszykować do szkoły - dodaje.
Rodzina Woźnych podkreśla, że codzienne uczestnictwo w Roratach to ogromny wysiłek fizyczny, psychiczny, ale przede wszystkim duchowy. - Wysiłek ten uświadamia nam jednak, co jest dla nas najważniejsze: ważna jest praca, szkoła, obowiązki domowe, ale jeszcze ważniejszy jest Pan Bóg - podkreśla pani Beata.