Analogia jest narzędziem cokolwiek zbliżonym do cepa. Spolaryzowała się nam scena polityczna, społeczeństwo w ślad za nią.
Na co dzień zajmuję się, jako literaturoznawca, metaforami, czyli czymś, co normalny człowiek poznaje w szkole, a potem nie zaprząta sobie tym głowy. Metafory są potrzebne, inaczej nie używalibyśmy ich w codziennym języku: „potok słów”, „złapać oddech”, „zmrozić wzrokiem” - używamy, choć nie myślimy o tym. Jednak mogą być też groźne, zakłamywać rzeczywistość. Jeśli wierzyć, że metafora to „skrócone porównanie”, to takie porównanie może być tyle efektowne, co nieuczciwe.
Taką groźną metaforą staje się ostatnio „komunista”. Spolaryzowała się nam scena polityczna, społeczeństwo w ślad za nią. Mamy marsze i anty-marsze, media też są pro- albo anty-, coraz trudniej po prostu „być”, żeby zaraz nie „być przeciwko”. W tym całym chaosie, również aksjologicznym, coraz częściej pojawiają się głosy, że „ci drudzy robią to, co komuniści”. Stąd prosta droga do stwierdzenia, że „tamci są komunistami”. Dziadek tamtego zatwierdzał stan wojenny, a ten drugi, u tamtych, wsadzał opozycjonistów do więzień. A jak ktoś ich popiera, to też komunista. Stąd smutny wniosek, że chyba wszyscy jesteśmy komunistami…
To oczywisty absurd i kłamstwo metafory. Bronię się przed takimi operacjami myślowymi. Tak samo nie lubię zbitek słownych typu „Holocaust zwierząt”. Albo oskarżeń o faszyzm osób o poglądach cokolwiek bardziej w prawo. Analogia jest narzędziem cokolwiek zbliżonym do cepa. Kiedy naprawdę mieliśmy komunizm, a służby bezpieczeństwa odwiedzały nas co jakiś czas, czuło się zwierzęcy strach i brak jakiejkolwiek alternatywy. Co więcej: władza była wówczas pozbawiona oparcia w społeczeństwie, izolowana, co jedynie potwierdziły wybory w 1989 roku. Obecne siły polityczne mają swoje zaplecze społeczne.
Zbliżają się święta, niech narodziny Boga nie staną się jeszcze jedną, pustą metaforą...
* Dr hab. Lech Giemza jest pracownikiem Katedry Literatury Współczesnej na Wydziale Nauk Humanistycznych KUL