Przez długie miesiące koczowali na dworcu w Brześciu. Teraz znajdują się w ośrodkach dla uchodźców. Świętowali razem z Polakami i Czeczenami mieszkającymi w Lublinie od lat. Jednak nie wszystkim z nich udało się przekroczyć polską granicę.
W Lublinie obecny był także o. Igor, duchowny grecko-katolicki, który otworzył dla uchodźców z Czeczenii swoją parafię.
- Można powiedzieć, że na dworcu mieliśmy Kościół katolicki, grecko-katolicki i czeczeńsko-katolicki - śmiał się ks. Mietek Puzewicz, który wraz z wolontariuszami z Centrum Wolontariatu z Lublina jest stale obecny na dworcu w Brześciu.
Podczas świętowania przy ul. Lubartowskiej 77 były wspólne tańce, teatrzyk przygotowany przez dorosłych, rozmowy i wspólny posiłek. W postać wilka wcieliła się reportażystka Radia Lublin - Kasia Michalak.
- Jestem nieco zaskoczona, bo przyszłam tu na nagranie. Jest to wzruszające wziąć udział w tym wystąpieniu. A wszystko wzięło się od wizyty na dworcu w Brześciu, gdzie byłam obecna wraz z moimi koleżankami - mówi dziennikarka.
Potrawy na wspólny, radosny stół przygotowały kobiety czeczeńskie, które już od lat mieszkają w Lublinie.
O swojej historii przybycia do Lublina i życia w tym mieście opowiada jedna z kobiet czeczeńskich, prosząc jednocześnie o anonimowość. Dziś mówi biegle i pięknie po polsku, stara się pomagać swoim rodakom, znajdującym się w trudnym położeniu.
- Do Lublina dotarłam 14 lat temu. Teraz moje dzieci mają polskie obywatelstwo, chodzą do polskiej szkoły. Ale nadal myślimy o naszej ojczyźnie i o jej problemach, choć Polska jest naszą druga ojczyzną - opowiada.
Elementem świętowania był teatrzyk odegrany przez dorosłych ks. Rafał Pastwa /Foto gość - Szanujemy kraj, który stał się dla nas nowym domem. Mamy wiele wdzięczności wobec ludzi, którzy nam tu pomagali. Uciekaliśmy przed wojną, chcieliśmy zapewnić dzieciom lepszą przyszłość. Teraz myślimy również o naszych rodakach, którzy zostali na dworcu i nie mogą się dostać do Polski. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w Czeczenii jest nadal niespokojnie, trwają czystki ze strony Kadyrowa. Nasza ojczyzna jest nadal pod silnym wpływem Rosji - tłumaczy.
Na początku nie było łatwo w nowym środowisku i otoczeniu. Nie wszyscy akceptowali odmienny strój i zwyczaje oraz obecność czeczeńskich dzieci w szkole.
- Teraz żyjemy dobrze z sąsiadami. Tworzymy wspólnie z Polakami społeczeństwo. Jednak kiedyś zachowanie wobec mojego wyglądu nie było zawsze pozytywne. Chusta rodziła wiele problemów niestety. Starałam się na negatywne zachowania nie reagować, ale kiedy odezwałam się płynnie po polsku - to okazywało się, że cała agresja i strach znikały. W to miejsce pojawiało się zdziwienie. Niestety nasze dzieci były również dyskryminowane, co dziwne - mniej przez rówieśników, a zdecydowanie bardziej przez nauczycieli w szkole. Ale nie poddawaliśmy się, szukaliśmy wsparcia w instytucjach i ludziach, aż przełamaliśmy niechęć - wyjaśnia Czeczenka.
Kobieta podkreśla, że w Lublinie jest kategoria współczujących i wrażliwych ludzi, którzy chcą pokazać właśnie takie oblicze kraju przyjezdnym.
- Dzisiaj mamy święto radości, poczucie wielkiej wdzięczności, tym którzy nam niegdyś pomagali, a teraz pomagają moim rodakom. To wszystko widzą nasze dzieci, te czeczeńskie i polskie dzieci, dlatego nie wolno nam w nich zgasić tej nadziei na istnienie lepszego świata - podsumowuje.
Jak podkreśla Jacek Wnuk, szef Centrum Wolontariatu w Lublinie, wolontariusze nadal będą obecni na dworcu w Brześciu. A każdy, kto chciałby wesprzeć Czeczenów koczujących na dworcu w oczekiwaniu na azyl może przekazać darowiznę na konto Centrum Wolontariatu w Lublinie.